Na
ulicy panowała cisza. Było to dość nienaturalna gdyż o tej porze
przechodziło tędy setki ludzi. Psy, które wyły w ciemnych
zaułkach szybko przestawały, piszcząc i kuląc się ze strachu.
Koty okupujące tą część miasta, chowały się aby tylko nie
przejść obok niego. Błękitne niebo zostało pokryte ciemnymi
chmurami zapowiadającymi nadchodzącą burzę. Zerwał się wiatr,
który w tej chwili dął w nienaturalnie zielone liście
przyulicznych drzew.
Mężczyzna
szedł chodnikiem zostawiając po sobie więdnące rośliny.
Zatrzymał się przed konkretnym budynkiem. Zerknął na numer
budynku, zgasił papierosa i poprawił swoje okulary
przeciwsłoneczne. Błyskawicznie wszedł po schodach, rozglądając
się na około. Pchnął drzwi i powoli wszedł do środka. Wszystkie
osoby będące w pomieszczeniu zamilkły i wlepiły na niego wzrok.
Uśmiechnął się pod nosem, widząc ich przestraszone miny.
– Myślę,
że nie muszę się przestawiać – zaczął trzaskając za sobą
drzwiami. Odgłos ten w całkowitej ciszy wydał się przerażająco
głośny. – Mam nadzieję, że jest Marcel. Inaczej będziecie
mieli duży problem – stwierdził zdejmując okulary i zawieszając
je na czarnym T-shircie. Z głębi rozległ się cichy stukot i po
chwili na schodach pojawił się wampir.
– Witaj!
Nie sądziłem, że tak szybko przybędziesz – rzekł siląc się
na normalny ton. Mężczyzna przekrzywił głowę na bok i uniósł
delikatnie kącik ust.
– Dzwoniłeś,
że masz dla mnie jakąś wiadomość. Mam nadzieję, że była ona
warta tak długiej drogi – przyznał spoglądając na zebrany tłum.
– Chciałbym tylko z tobą rozmawiać.
Mulat
gestem ręki wskazał aby wszyscy odeszli. W mgnieniu oka zniknęli.
Został sami we dwoje. Marcel stojąc na schodach, starał się
utrzymać bezpieczną odległość.
– Może
zejdziesz do mnie? – Zaproponował rozkładając ręce. – Twoim
błędem byłoby gdybyś kazał mi iść tam do ciebie – zmarszczył
srogo brwi.
Marcel
ostrożnie zszedł na dół i stanął kilka kroków przed
czarownikiem, który z takiej odległości słyszał jego
przyspieszone tętno. Zaśmiał się szyderczo, podchodząc coraz
bliżej.
– Nie
dziwię się, że mnie się boisz. Też bym się bał samego siebie –
przyznał, spacerując wokół wampira. – Masz miasto, przyjaciół,
czarownice. Dziwię się, że chcesz służyć mi, chociaż masz
wszystko – mówił powoli, a każde jego słowo kuło w uszy jak
drzazgi. Stanął naprzeciw niego Tak blisko, że dzieliły ich
tylko centymetry.
– Mam
kogoś na kim mi bardzo zależy – wyznał, zaciskając nerwowo ręce
w pięści. Mężczyzna mimowolnie się uśmiechnął.
– Bycie
dobrym bywa gorsze od zwykłej trucizny – zauważył, łapiąc go
za kołnierz koszuli i poprawiając go. Atmosfera była napięta, ale
mu to nie przeszkadzało. Można nawet śmiało stwierdzić, że
właśnie tego chciał.
– Może
wróćmy do interesów – rzucił pośpiesznie Gerard, zerkając za
jego plecy w stronę drzwi. Wiedział, że w każdej chwili mógł
wejść któryś z Mikaelsonów i wtedy nie byłoby za różowo.
– Masz
patrzeć na mnie! – Krzyknął i powalił wampira na ziemię nawet
go nie dotykając. – Mów co wiesz i lepiej nie kręć.
– Moi
ludzie obserwują dziewczynę – odpowiedział łamiącym się
głosem. Czarownik ziewnął, słysząc tą informację.
– Dobrze,
że wykonujesz moje polecenia – zauważył przewracając oczami –
ale nie przyjechałem po to aby o tym słyszeć. Wiem, że uciekła
ze szpitala. Mam nadzieję, że dowiedziałeś się czegoś więcej.
– Jest
poza miastem. W jednej ze starych rezydencji – powiedział Mulat,
zaciskając powieki. Peter jednym ruchem dłoni sprawił, że wampir
teraz klęczał przed nim na kolanach.
– Wiem
o tym – potwierdził i kolejny raz ziewnął. Ścisnął lekko dłoń
powodując, że wszystkie mięśnie Marcela zostały spięte w
nieprzyjemnym bólu.
– Na
pewno nie wiesz, że zaprzyjaźniła się z pierwotnymi –
wybełkotał i nagle znowu mógł normalnie oddychać. Mężczyzna z
uznaniem pokiwał głową. Ta informacja rzeczywiście mu się
spodobała.
– Słyszałem
o nich, ale jeszcze ani razu nie mieliśmy styczności się poznać –
oznajmił, a na jego twarzy znów zagościł charakterystyczny
uśmiech. – Niedługo to się zmieni.
– Jest
jeszcze coś – wyszeptał coraz mniej zdenerwowany. – Użyła
swojej mocy. Tak jak mówiłeś jest bardzo silna.
– Widzisz
– przyznał i dotknął opuszkami palców jego policzek. Mulat
syknął z bólu. Na skórze pojawiła się czerwona krwawa rana. –
Czasami jesteście do czegoś przydatni – odszedł, a wampir poczuł
całkowitą wolność nad swoim ciałem. - Jeszcze będziesz żyć
Gerard. Na razie. Mój gest odbierz jako początek tego co ci zrobię
jeśli spróbujesz mnie zdradzić.
Odwrócił
się i ruszył w stronę drzwi.
– Idziesz
teraz do nich? – Spytał niepewnie Marcel. Rana ciągle krwawiła,
brudząc przy tym jego kołnierz. Nie pamiętał by ostatni raz miał
styczność z takimi mocami.
– Nie
– ton jego był neutralny. Otworzył szeroko drzwi. – Zrobię to
w swoim stylu – wyjawił i wyszedł znikając z oczu wampira.
Marcel jeszcze przez chwilę siedział tak wlepiając się w pustą
przestrzeń. Dłoń trzymał na swojej twarzy, a w myślach ciągle
powtarzał słowa czarownika.
***
– To
bardzo ciekawe – stwierdziła Sophie kiedy opowiedziałam jej o
ostatnich wydarzeniach. Ominęłam tylko część z Danielem.
Stwierdziłam, że nie musi o tym wiedzieć. Reakcja czarownicy nie
zbyt mi się spodobała. Sądziłam, że bardziej przejmie się tą
sprawą. – Opowiedz o tym śnie.
Wzruszyłam
ramionami. Wydawało mi się to najmniej ważne w tej sytuacji. Jako
najważniejsze do omówienia stawiałam moje moce, które nadal
dziwnie we mnie buzowały.
– Las,
stary dom i Rebekah. Wszystko byłoby normalne gdyby nie spełniło
się w rzeczywistości – odparłam i dopiero teraz uświadomiłam
sobie jakie to wszystko chore. Zrobiłam kilka rund wokół stolika.
Sophie podała mi kawę i usiadła na sofę. Po chwili dołączyłam
do niej.
– Twoja
matka miała zdolności do przekazywania wiadomości w snach –
oznajmiła tak, jakby próbowała jakoś to wytłumaczyć sensownie.
Niestety było to trudniejsze niż normalnie. – Może chce ci coś
powiedzieć.
– Tak,
że jej córka zwariowała – wyznałam z ironią. Westchnęłam,
uspakajając się. – Przecież nie żyje od dziesięciu lat.
– Amber
jest coś o czym musisz wiedzieć – ton jej głosu był poważny.
Na moment zamilkła, ja poczułam jakby miało się teraz stać coś
strasznego. – Chodzi o twoją matkę.
– Co
z nią było nie tak? – Przeraziłam się. Sophie zaśmiała się
szorstko, jednak ten śmiech nie oznaczał nic dobrego.
– Melanie,
to znaczy twoja mama była jedną z pierwszych czarownic, które
chodziły po Ziemi – wyznała z poważną miną. Mówiła prawdę.
Czułam to. Zawsze w takich chwilach przed oczami miałam mamę,
która czytała mi na dobranoc różne historię, bawiła się ze mną
lub oswajała z pierwszymi czarami. Teraz miałam kobietę, która
tysiące lat temu miała tyle lat co ja, która przeżyła cały wiek
i która mimo tak długiego czasu nie starzała się. Dopiero sobie
przypomniałam. Ona zawsze była tak samo młoda. Właśnie to mnie
przeraziło. Czułam się okłamana. Potrzebowałam wyjaśnień i to
najszybciej.
– Czy
ona była... – nie skończyłam, bo przerwała mi. Zamilkłam, a
swój wzrok skierowałam na podłogę by tylko się nie rozpłakać.
– Nie
była wampirem – rzuciła z goryczą, tak jakby moje przypuszczenia
ją zraniły. – Posiadała wielką moc, a ty je po niej
odziedziczyłaś. To ten dar o którym ci wspominałam.
Potrząsnęłam
głową. Tego wszystkiego było już za wiele, Miałam dość tego
natłoku informacji. Wcale nie chciałam być wyjątkowa. Chciałam
być normalną dziewczyną.
– To
niemożliwe. Jestem zwykłą czarownicą, którą ścigają wampiry.
Do czasu puki Marcel nie ukarze mnie za stosowanie magii, która była
wynikiem złych emocji – westchnęłam, po raz kolejny nabierając
głębiej powietrze. – Już nie raz zdarzały mi się dziwne
rzeczy. – Popatrzyłam na Sophie pustym wzrokiem. – ] Skąd
wiesz, że odziedziczyłam to po matce, a nie po ojcu?
– Nie
wiem nic o twoim ojcu – odparła wolno i szczerze. Pierwszy raz
byłam z tego powodu zawiedziona. Jeszcze nigdy nieczuła się tak
źle z tego powodu. – Powiedziałam to co kazano mi przekazać.
Wiem, że trudno ci w to uwierzyć. Jesteś chodzącym skarbem. Teraz
wiesz dlaczego chciałam by przez jakiś czas zaopiekował się tobą
Elijah. On cię ochroni.
– Gdzie
on jest? – Zagadnęłam zmieszana, rozglądając się po
pomieszczeniu. Kolejny raz miałam ochotę go zobaczyć.
– Wrócił.
Przyjedzie po ciebie gdy wymyśli z Klausem jak zapanować nad tobą.
Bądź dla niego milsza. Wiem jaka potrafisz być dla obcych, ale on
naprawdę chce dla ciebie dobrze.
– Zamknijcie
mnie w więzieniu, albo oddajcie wampirom i będzie po problemie –
rzuciłam zła, zaciskając ręce w pięści. – Mam dość
wszystkiego – wstałam łapiąc się za głowę.
– Połóż
się. Jesteś zmęczona – poleciła mi, także wstając z miejsca.
- Sprzątnęłam twój pokój na wypadek gdybyś mogła wrócić.
Przecież
nigdy nie wrócę, pomyślałam, ale nie wypowiedziałam tego na
głos. Wysiliłam się na słaby uśmiech i wyszłam z salonu.
Pierwszy raz od dłuższego czasu czułam się jakbym nigdy tutaj nie
była. Schody, które wydawały się kiedyś tylko przejściem między
parterem, a pierwszym piętrem, teraz były przeszkodą dla której
traciłam wszelkie siły. To co mnie uszczęśliwiało, wydawało się
być czymś bzdurnym dla którego nie ma co tracić czasu.
Widząc
znajome drzwi do moich oczu napłynęły łzy. Jesteś w strzępkach
Amber. Moje życie wciągu kilku dni z skomplikowanego zmieniło się
w nie do zniesienia. Wzięłam głęboki wdech. Pchnęłam drzwi,
które ukazały mój stary pokój. Wyglądał lepiej od ostatniego
czasu, ale nadal było widać skutki odwiedzin wampira. Weszłam jak
do obcego miejsca. Rozejrzałam się. Chciałam ostatni raz poczuć
się jak kiedyś.
Usiadłam
na łóżko, które już nie było tak wygodne. W wielu miejscach
były dziury i wystawały sprężyny, a w poduszkach brakowało
pierzy. Teraz przydałoby się nowe. Położyłam się tak, że przez
okno widziałam panoramę pobliskich kamienic i niebo, które powoli
skrywały ciemne chmury. Będzie padać. Przymknęłam powieki i
wyciszyłam się. Potrafiłam zrobić to do takiego stopnia, że
słyszałam tylko bicie swojego serca. Przydatna umiejętność jeśli
mieszka się w hałaśliwej dzielnicy.
Nikłe
odgłosy z ulicy powoli mnie usypiały. Dzisiejsza noc miała być
normalna gdyby nie kolejny sen...
Dziko
rosnące drzewa otaczały mnie ze wszystkich stron. Zielone potężne
konary tworzyły naturalną ścianę, która nie przepuszczała
światła. Panował półmrok. Gdzieś z dala było słychać śpiew
ptaków.
Rozejrzałam
się. Nigdzie nie było widać wyjścia. Żadnej ścieżki. Coś
zaszeleściło. Cofnęłam się o parę kroków. Przede mną
znajdował się niewielki pagórek. Próbowałam na niego wejść,
rozejrzeć się, ale nie mogłam. Moje nogi dosłownie zostały
przyklejone do ziemi. Odgłos powtórzył się tym razem głośniej.
Przemieszczał się. Chciałam wyrwać coś by mieć się czym
bronić. Pierwszy raz czułam taką ochotę walki. Podniosłam z
głębokiej trawy złamaną gałąź. Była długa i ostra na końcu.
Mocno ściskałam ją w dłoni.
– Chodź
tutaj! – Zawołałam rozkładając ręce. – Nie boję się
ciebie!
Odgłosy
ustały, a na wzgórzu pojawiła się jakaś postać. Na chwilę
serce zamarło mi w piersi. Osoba o płci przeciwnej stała w
bezruchu jakby czekając mój ruch. Ręka trzęsła mi się ze
stresu. Uniosłam ją lekko do góry by zrobić zamach. Wzięłam
głęboki wdech i gdy miałam już rzucać mężczyzna gwałtownie
wskazał na niebo. Zdezorientowana uniosłam głowę do góry. Nawet
nie wiedziałam kiedy zaszło słońce, a na niebie pojawił się
okrągły krwawy księżyc. Pełnia.
Rozległ
się głośny krzyk, który niemal mną wstrząsnął. Znowu
spojrzałam na chłopaka, który w tej chwili padł kurczowo na
kolana. Jego ciało powoli się zmieniało i co jakiś czas słychać
było łamanie się kości. Wilkołak. Przestraszona zastygłam w
bezruchu. Mój umysł podpowiadał mi, że muszę go zabić. To nie
pasowało do mnie. Nigdy nie pragnęłam czyjejś krwi tak bardzo jak
teraz.
To
nie trwało zbyt długo, a może mi się tylko tak wydawało. Przede
mną już nie stał człowiek, tylko wilk. Zawył i łypnął na mnie
przeszywającym wzrokiem. Przełknęłam ślinę. Wilkołak schylił
się i skoczył w moją stronę. Nie ruszyłam się.
– Uciekaj!
– Rozległ się rozkazujący głos w mojej głowie. Znowu zaczęłam
myśleć racjonalnie.
Szybko
obróciłam się na pięcie i pobiegłam. Do moich uszu dochodziły
różne dźwięki: trzeszczące runo pod moimi stopami, wiatr
dudniący w liście i stukot łap. Był szybki. Nie mogłam daleko
uciec, tym bardziej, że drzewa rosły bardzo blisko siebie, co
utrudniało poruszanie się.
Ostatnim
tchem wskoczyłam na najbliższą polanę. Z ulgą odetchnęłam
myśląc, że go zgubiłam. Za wcześnie. Gdy przecierałam spocone
czoło poczułam silne uderzenie. Upadłam. Przeturlałam się dobry
kawałek i wygięłam się z bólu. Cały tył kurtki miałam
podarty. Kątem oka spojrzałam przed siebie. Na przeciwko mnie stał
wilk, przygotowujący się do kolejnego ataku. Próbowałam jakoś
się odsunąć od niego, gdy nagle przypomniałam o gałęzi, której
nie upuściłam w czasie biegu. Była ona dosłownie centymetr od
moich paców. Starając się by stworzenie nie odczytało moich
intencji, sięgnęłam po nie, a kiedy rzucił się na mnie,
wyciągnęłam kij przed siebie, zaciskając mocno oczy. Zwierze
zawyło przy okazji uderzając łapą o mój policzek. Ciało
wylądowało obok mnie. Patyk przebił go na wylot. Dotknęłam
dłonią twarzy z której spływały krople krwi. Byłam zmęczona.
Oddychając ciężko położyłam jedną rękę wyprostowaną na
trawie. To już koniec, pomyślałam.
Gdy
się obudziłam wszystko było inne niż w rzeczywistości. Nie
leżałam w swoim łóżku, tylko na trawie w lesie. Stan mój mówił
wszystko za siebie. Porwane ubranie, poszarpane włosy, zadrapania na
twarzy. Tylko ciała nie było. W zamian trzymałam kartkę na której
widniał krwawy napis:
Nadchodzę
---------------------------------------------------------------------
Długo mnie
tutaj nie było. To głównie przez szkołę nie mam za wiele czasu.
Postanowiłam nie porzucać tego bloga. Do końca pierwszej części
zostało tylko 5 rozdziałów. Będą one pojawiać się
nieregularnie i często z długimi odstępami. Mam pomysł na nowe
opowiadanie fanfiction, a o czym to wam nie zdradzę, bo to
tajemnica. Mam nadzieję, że ten rozdział wam się spodoba. :)
Brawo dla Petera za to,że wystraszył Marcela ten sen był bardzo dziwny i ta kartka same tajemnice pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNadrobiłam, jestem na bieżąco i cieszę się z tego powodu.
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Amber, nie wie co się z nią dzieje i co ją czeka. Dobrze, że ma Elijah. On zawsze wywiązuje się z danych obietnic. Nie ufam, że Klaus by ją uratował, bo jest samolubny, ale Elijah na pewno ją ochroni.
Ciekawi mnie kim jest ten czarownik i czego od niej chce. Wracaj i pisz kochana :)
Weny!
cursed-child.blogspot.com