niedziela, 22 maja 2016

Rozdział 7 To sen

*Kilka tygodni temu*
Elijah zatrzymał się przed jedną z nowoorleańskich restauracji. Jeszcze raz upewnił się czy jest pod dobrym adresem zanim wszedł. Zapiął środkowe guziki marynarki i poprawił rękawy. Złapał za klamkę i pchnął drzwi, które uruchamiając dzwonek zabrzęczały. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Nie była to jakaś droga i ekstrawagancka restauracja z wysokim poziomem, tylko zwykła miejscowa knajpa w której wampir zdecydowanie się wyróżniał.
Powoli ruszył w stronę kobiety, która stała przy kasie. Usiadł na jednym z czerwonych krzeseł, które stały w rzędzie naprzeciwko wysokiego blatu. Oparł ręce o ławę i zacisnął je w jedną pięść, obserwując ruchy dziewczyny krzątającej się przy alkoholach. Odchrząknął, a wtedy odwróciła się.
– Jestem tak jak chciałaś – rzekł rozsuwając ręce.
– Elijah Mikaelson we własnej osobie – powiedziała z lekkim niedowierzaniem. Pierwotny uśmiechnął się nonszalancko. – Nie sądziłam, że zgodzisz się na spotkanie.
– Zawsze dotrzymuje słowa – zaznaczył wlepiając wzrok na stojącą niedaleko pustą szklankę. – Jednak ciekawi mnie jaką sprawę może mieć do mnie czarownica? W końcu nie jestem byle jakim wampirem – zauważył po raz drugi spoglądając na nią.
– Nie chodzi o mnie – zastrzegła znacząco obniżając głos. Schyliła się w jego kierunku. – Chodzi o Melanie Rosenow. Znałeś ją prawda?
Na twarzy wampira pojawiła się konsternacja zmieszana wraz z zaciekawieniem. Pierwszy raz od długiego czasu słyszał znowu te imię. Pomyślał o swojej dawnej znajomej i przysłudze o którą ją poprosił. Wszystkie wspomnienia wróciły.
– Co ona ma z tym wszystkim wspólnego? – Zmarszczył ponuro brwi. Ich drogi już dawno się rozeszły. Czasami żałował, że pozwolił jej tak po prostu odejść ostatniego wieczoru.
Kobieta kiwnęła głową w lewą stronę dając znać by tam spojrzał. Odwrócił wzrok. Przed jego oczami ukazała się dziewczyna, która kilka stolików dalej przyjmowała zamówienia. Nie byłoby w niej nic dziwnego gdyby nie to, że ta młoda kobieta była bardzo podobna do osoby, którą poznał kilkaset lat temu. Te same brązowe, naturalnie kręcone włosy, ten hipnotyzujący uśmiech na który można było patrzeć godzinami i rysy twarzy zdjęte prosto z Melanie. Tak jakby właśnie się zmaterializowała z jego myśli na światło dzienne, ale jak to możliwe? Przecież czarownice nie żyją wiecznie.
– Oto osoba, która potrzebuje twojej pomocy – wyjaśniła widząc jego zdumienie.
– Nie rozumiem tych gier, czarownico – rzekł przymrużając srogo oczy.
Sophie westchnęła z irytacją i po raz kolejny schyliła się w stronę pierwotnego z którym teraz dzieliła tylko centymetry.
– Chcesz spłacić dług? To jest twoja jedyna szansa – wyznała i zamilkła.


***


Rozejrzałam się dookoła. Nie wiedziałam gdzie jestem. Po dłużej obserwacji zorientowałam się, że to jest las.
Panował przeraźliwy półmrok, który zazwyczaj w horrorach nie oznacza nic dobrego. Drzewa były potężne i przypominały olbrzymy, które z każdą minutą chciały mnie pożreć. Zlękniona zawróciłam bez skutku. W zamian przede mną ukazały się trzy drogi. Wszystkie tak samo szerokie i piaszczyste. Identyczne. Zaskoczona przegryzłam dolną wargę. Coś było nie tak. Musiałam wybrać jedną z nich. Postanowiłam na środkową. Nie miałam zamiaru czekać aż mi się coś stanie.
Ruszyłam niepewnie patrząc uważnie na wszystkie strony. Nie było tutaj nikogo oprócz mnie. Tylko zimny wiatr dął w liście drzew. Sprawiał, że po moim ciele przechodziły dreszcze. Teraz dopiero zauważyłam, że jestem w samej piżamie.
Mijały minuty, może i godziny, a końca nie było widać. Przysiadłam na wielkim głazie znajdującym się przy ścieżce. Skulona drżałam z zimna czując jak nos, uszy i palce powoli zamarzały. Niesądziłam, że kiedykolwiek stanę się soplem lodu.
Nagle zobaczyłam nikłe światło w oddali. Wstałam i przyjrzałam się mu uważnie, jednak nic nie dostrzegłam, bo na około panowała już ciemność. Nie miałam wyboru. Musiałam sprawdzić co to jest. Inaczej zamarzłabym tutaj.
Zaczęłam iść w jego stronę. Z każdym krokiem coraz szybciej, aż zwykły marsz przemienił się w sprint. Nie patrzyłam pod nogi, przez co często potykałam się. Większe przeszkody przeskakiwałam z zadziwiającą łatwością.
W końcu wbiegłam na polane na której stał stary, drewniany, opuszczony dom. Mimo wielu wybitych okien, musiał być kiedyś zamieszkiwany przez szlachecką rodzinę. Przełknęłam głośno ślinę. Coś mi mówiło, że muszę tam wejść.
Weszłam na drewniany podest i pchnęłam dębowe drzwi, które głośno zatrzeszczały.
W środku panowała przeraźliwa cisza. Stare meble były pokryte dużą warstwą kurzu, a niektóre znajdowały się pod białymi płachtami. Gdy zrobiłam kilka kroków podłoga zaskrzypiała. Przestraszona zatrzymałam się, a wtedy drzwi same się zatrzasnęły. Krzyknęłam stłumionym głosem. Rozejrzałam się dookoła. Wszędzie panowała grobowa cisza.
Weszłam do pierwszego pokoju. Musiała być to biblioteka, bo na półkach stały bardzo stare książki. Wzięłam jedną z nich do ręki i przekartkowałam. Pojawił się nieprzyjemny zapach staroci. Chciałam coś przeczytać, ale tekst był zapisany w języku, którego nie znałam. Odłożyłam ją z powrotem.
Na końcu sali znajdowało się jeszcze jedne przejście. Z ciekawością podeszłam do niego.
Pchnęłam wrota, a ku moim oczom ukazała się sypialnia. Oglądając pomieszczenie wzrokiem miałam wrażenie, że go już kiedyś widziałam. Nie miliłam się. Pokój w stylu moich "przyjaciół" wampirów. Szybko znalazłam się w środku. Nawet nie wiedziałam jak. Tutaj panowała straszna zimnica. Trzęsąc się, zaczęłam lokalizować powód takiego ochłodzenia. Odetchnęłam z ulgą gdy się okazało, że to zwykłe otwarte na oścież okno jest tego powodem, a nie jakaś rzecz, która chce mnie zabić. Zatrzasnęłam je i zasłoniłam kremową firanką. Musiałam przyznać, że ten kto tutaj mieszkał miał klasę.
Nagle na swoim ciele poczułam dziwny chłód, mimo że zamknęłam okno. Zdziwiona rozejrzałam się, ale nic nie zobaczyłam. Postanowiłam nie zostawać tutaj ani chwili dłużej. Szybkim krokiem ruszyłam w stronę drzwi, ale one zamknęły się przede mną. Stanęłam zesztywniała przed nimi, próbując poukładać to wszystko w swojej głowie.
Nim zdążyłam cokolwiek zrobić, poczułam straszny ból w okolicach głowy. Upadłam gwałtownie na ziemie i kaszlnęłam krwią. Chciałam złapać za klamkę, ale nie dosięgałam. W tej chwili dostrzegłam blond kosmyki włosów, które delikatnie muskały moje ramię. Oprócz włosów moją uwagę przykuły ostre jak brzytwa kły, które postać wbiła w moją szyję.


Obudziłam się z krzykiem siadając gwałtownie. Oddech miałam przyspieszony, a serce biło jak z armaty. Wzrok biegał po każdej części pokoju. Próbowałam się uspokoić. To sen. Tylko sen.
Obok łóżka stał Elijah, który bacznie mi się przyglądał.
– Co tutaj robisz? – Spytałam zdezorientowana. Mimo wszystko poczułam nagłą ulgę na sercu. Wampir usiadł obok mnie.
– Krzyczałaś przez sen – odparł łapiąc za moją dłoń, którą szybko wyrwałam.
– Wybacz – odparłam lekko zawstydzona. Rzadko trafiały mi się koszmary.
Pierwotny spoważniał lustrując najpierw mnie, a potem całe otoczenie. Westchnął i na dobre utkwił we mnie wzrok.
– Nie wydaje mi się, że to był tylko zwykły sen – stwierdził gwałtownie wstając. Wytrzeszczyłam zdziwiona oczy. – Wykrzykiwałaś imię mojej siostry.
---------------------------------------------------
 Jak zwykle rozdział dodany dawno po terminie. W tym tygodniu miałam bierzmowanie i nie mogłam go opublikować. Jak pewnie zauważyliście rozdziały są strasznie pogmatwane. Mówiąc inaczej tajemnicze. Muszę was ostrzec, że przez jakiś czas jeszcze takie będą, ale powoli wszystkie zagadki zostaną rozwiązane. Wiem też, że długie to one nie są. Powiem wam prosto z mostu. Nie lubię pisać długich rozdziałów. Zawsze jak chcę jakiś napisać to nie wiem kiedy skończyć albo wydają mi się zbyt nudne, a ja lubię jak coś się ciągle dzieję. Zachęcam do komentowania, bo to motywuje. :)
Komentarz = następny ciekawy rozdział
.
.
.
.
.
.
template by oreuis