Moje
stopy ledwo dotykały ziemi. Wzięłam głęboki wdech. Uścisk
pierwotnej na mojej bluzce był silny. Nie miałam szans na wyrwanie
się. Byłam za słaba.
– Mów
co ma wspólnego z tobą Peter Clarke! – Rozkazała, podnosząc
mnie jeszcze wyżej.
– Nie
znam go – wybełkotałam próbując zachować spokój. Bałam się
strasznie. W oczach wampirzycy gościł gniew.
– Kłamiesz!
– Krzyknęła potrząsając mną. Zamknęłam oczy, zaciskając je
mocno. Przeklinałam siebie za to, że musiałam akurat
przyjść w tym momencie.
W
pomieszczeniu zaczęły latać rzeczy. Rebekah zdezorientowana
wypuściła mnie. Padłam na ziemię. Przestraszona nie mogłam się
ruszyć, ale w jakimś stopniu gniew we mnie narastał.
– Ja
nie kłamię! – Odkrzyknęłam i machnęłam ręką. Nie
wiedziałam, że zwykły gest może zrobić krzywdę pierwotnej.
Padła na ziemię z krzykiem, łapiąc się za głowę.
– Przestań
– czytałam z jej ust, ale nie mogłam tego zrobić. Złość,
która we mnie buzowała powodowała, że jeszcze bardziej pragnęłam
jej cierpienia. Chciałam jej krzywdy.
– Amber
przestań! – Po pomieszczeniu rozległ się karcący głos Klausa.
Odwróciłam na moment wzrok. Był on mętny.
– Nie
– odparłam wskazując drugą ręką na hybrydę. Momentalnie
odsunął się do tyłu.
– Zabijesz
ją – rzekł stanowczo, chociaż dobrze wiedział, że to
niemożliwe. Nie da się zabić pierwotnego niczym innym tylko
kołkiem z białego dębu, a on jest niemal nie osiągalny.
Zacisnęłam dłoń w pięść. Upadł nie mogąc się podnieść.
Nie
wiedziałam co się ze mną dzieje. Czułam napływającą złość
nad którą nie umiałam zapanować. W efekcie powaliłam dwóch
Mikaelsonów. Mocą, która nie wiem skąd się wzięła.
Nagle
coś zabłysło przed moimi oczami. Upadłam na kolana z krzykiem,
trąc jak najmocniej oczy. Miałam wrażenie, że zaraz spłoną. Na
podłogę spadło parę kropel krwi. Poczułam czyjąś rękę na
ramionach, która delikatnie złapała za moje dłonie i oderwała je
od czerwonych oczu. Był to Elijah. Kucając wpatrywał się we mnie
tak, jak pierwszego dnia gdy go zobaczyłam. Wyciągnął z marynarki
chusteczkę i podał mi ją. Drżącą dłonią wytarłam zastygającą
krew.
– Zanieś
Rebeke do drugiego pokoju – rozkazał blondynowi, kierując swój
wzrok ku nieprzytomnej siostrze. Jej ciało leżało skulone.
Hybryda,
który stał za pierwotnym bez słowa podszedł do blondynki i wziął
ją na ręce. Jej ciało zwisało bezwładnie. Serce ścisnęło mi
się na ten widok. To nie możliwe bym mogła kogoś skrzywdzić.
Przetarłam dłonią łzy spływające po policzku.
– Nie
chciałam jej skrzywdzić – wyjąkałam, wlepiając wzrok w
podłogę. Roztargniona, przyglądałam się swoim dłoniom.
– Nic
jej nie będzie – zapewnił pomagając mi wstać. Wiedziałam, że
próbował mnie pocieszyć. Przytrzymać na duchu.
– Muszę
porozmawiać z Sophie, albo z kimkolwiek. Trzeba to jakoś wyjaśnić,
bo da się to zrobić, prawda? Powiedź, że tak! – Mówiłam
szybko i niewyraźnie. Byłam zdenerwowana. Coś takiego nie powinno
się wydarzyć.
– Powinnaś
się położyć – powiedział łapiąc mnie za rękę. Spojrzałam
na niego mrużąc oczy.
– Nie
będę znowu leżeć! Nie możecie przywiązać mnie do łóżka! –
Krzyknęłam, wyrywając mu się, a po pomieszczeniu przeszedł znowu
lekki wstrząs. – \ Idę do Sophie czy ci się to podoba czy nie.
– Jesteś
tego pewna? – Zapytał upewniając się. Wiedziałam, że nie chce
mnie puścić. Najchętniej zamknąłby mnie w pokoju i nigdy nie
wypuszczał.
– Nie
widzę innego wyjścia Elijah – wyznałam, rozkładając bezradnie
ręce. Wampir milczał. – Wiedziałam – westchnęłam i ruszyłam
w stronę drzwi. Pierwotny zatrzymał mnie w półkroku.
– Pójdę
z tobą – rzucił, nie pozwalając mi się sprzeciwić.
***
Blondyn
niecierpliwie chodził po pokoju, czekając aż jego siostra się
obudzi. Trwało to bardzo długo. Z każdą minutą przychodziła mu
myśl, że może się już nigdy nie obudzić. Za każdym razem
szybko pozbywał się jej z głowy. Rebekah poruszyła się lekko.
Klaus stanął i spojrzał na ciało blondynki. Pierwotna gwałtownie
otworzyła oczy i usiadła na łóżku.
– Co
się stało? – Spytała zdezorientowana. Czuła jakby ktoś
zresetował jej pamięć. Miała pustkę w głowie.
– Miło,
że pytasz – odparł sucho. – O to samo z chęcią chciałbym cię
zapytać – dodał marszcząc ponuro brwi. Był zły na nią.
Chętnie wyrwałby dla niej serce, ale przez fakt, że ją kocha nie
był w stanie tego zrobić.
– Miałam
własne powody – rzuciła obojętnie, siadając na brzegu łóżka.
Jednak bała się trochę swojego brata. Był nieobliczalny.
– Będziesz
milczeć kiedy zasztyletuje cię – ostrzegł marszcząc czoło.
– Nie
możesz mnie zastraszać, Nik – stwierdziła krzyżując ręce na
piersi. Obserwowała go. Każdy jego ruch analizowała bardzo
dokładnie.
– Ja
mogę wszystko – szepnął. Pierwotna przewróciła oczami.
– Dobra
– odparła i w wampirzym tempie znalazła się przy swoim bracie. –
Jeśli na prawdę chcesz wiedzieć dlaczego to zrobiłam to ci
powiem.
– Świetnie!
Zamieniam się w słuch – zironizował. Rebekah miała już go
dość. Z chęcią wyznałaby mu najgorszą prawdę za to by ją
zostawił w spokoju.
– Zrobiłam
to, bo... – zawahała się na moment. Co jeśli popełnia teraz
wielki błąd za który będzie żałować?
– Nie
mam całego dnia Bekah – ponaglił ją zniecierpliwiony. Wampirzyca
westchnęła. Raz się żyje.
– Sądzę,
że ona ci się podoba – wyznała szybko dodając – oraz myślę,
że coś ukrywa i to ma związek z tym czarodziejem.
Blondyn
złapał ją i przyszpilił do ściany. Zamknęła gwałtownie oczy,
po czym otworzyła je powoli. Na twarzy jej brata gościła gniew.
Wiedziała, że z chęcią zrobiłby dla niej krzywdę.
– Powinnaś
najpierw trochę pomyśleć, a potem rzucać takie oskarżenia –
pouczył ją mocniej zaciskając dłoń na jej szyi. Wampirzyca
próbowała wyrwać się z uścisku brata, lecz nadaremnie. Syknęła
coś pod nosem.
– I
co teraz mi zrobisz? – Zagadnęła, wysuwając ostre jak brzytwa
kły. Nie mogła pokazać, że jest słabsza od niego.
– To
co uznam za słuszne – odpowiedział i wyjął z tylnej kieszeni
ostrze. – Przykro mi, że to tak musi się skończyć – szepnął
i zamachnął się by wbić w jej ciało sztylet.
– Niklaus
przestań! – Rozległ się męski głos, dochodzący ze strony
drzwi. Ręka niebieskookiego zastygła milimetry przed ciałem
Rebekhi. – Nie rób czegoś, co później będziesz żałować.
Klaus
odwrócił się. W drzwiach stał Elijah. Blondyn uśmiechnął się
niemrawo.
–Co
za miła niespodzianka – odparł puszczając swoją siostrę. –
Kolejny raz nasz kochany brat ratuje ci skórę – stwierdził z
ironią. – Masz wyczucie czasu - zwrócił się tym razem w stronę
bruneta.
– Są
sprawy o które musimy ze sobą pomówić – wyznał, wchodząc w
głąb pomieszczenia. Klaus kiwnął głową.
– Najpierw
powiesz mi gdzie jest Amber? – Rozkazał, gestem ręki każąc dla
blondynki wyjść. Pierwotna spiorunowała go wzrokiem, po czym w
mgnieniu oka znikła z pokoju.
– Jest
w dobrych rękach – zapewnił. – Rozmawia z czarownicą.
***
Marcel
siedział w swoim pokoju, wlepiając wzrok w rozjaśnione okno. Numer
z listem był imponujący, ale mało brakowało by Klaus zaczął coś
podejrzewać. Wampir nie chciał mu się narażać, ale wiedział, że
nie ma innego wyjścia. Osoba dla której pracował była silniejsza
od pierwotnego i to jej najbardziej bał się Gerard. Wtedy myślał
tylko o Davinie dla której robił to wszystko. Chciał by była
szczęśliwa i inne rzeczy się nie liczyły.
Na
korytarzu rozległ się cichy głos kroków. Domyślał się, że
ktoś idzie do niego z nowymi wieściami. Zaczynał się już
niecierpliwić.
-
Wiem, że czarownica uciekła ze szpitala – odezwał się nim jego
sługa zdążył zamknąć za sobą drzwi. Nie miał ochoty nawet na
niego spojrzeć.
– Nie
przyszedłem tutaj by ci o tym mówić. Przyszedłem, bo miałeś
rację – wyznał zamykając za sobą drzwi. Mulat wstał i podszedł
do niego.
– Co
masz na myśli Diego? – Spytał mrużąc oczy. Nie lubił bawić
się w zgadywanki.
– Pierwotni.
To oni pomagają czarownicom.
Marcel
zrobił poważną minę. Czuł, że Klaus coś ukrywał. Wystarczył
mu fakt, że znał tą małolatę, która zamknęli w szpitalu.
– Tak
jak kazałeś Daniel obserwował dom Mikaelsonów. Widział ją w
pobliskim lesie, ale nie tylko ją. Rebekah Mikaelson także wróciła
do Nowego Orleanu.
Gerard
prawie niezauważalnie uśmiechnął się pod nosem. Trudno było mu
zapomnieć o swojej starej miłości. Odwrócił się od Diego i
wrócił z powrotem na miejsce.
– Są
też wieści od Daviny. W domu pierwotnych ktoś rzucił silny czar.
Mulat
oparł dłonie o splątane dłonie. Wszystko układało się w
logiczną całość. Nie po raz pierwszy rodzina pierwotnych skrywa
przed nim tajemnice. On też nie mówi im i wszystkim.
– W
takim razie niedługo trzeba będzie złożyć komuś miłą wizytę
– stwierdził z uśmiechem, spoglądając na wampira, który
mimowolnie wysunął swoje ostre kły.
-----------------------------------------------------------------------------
Jest w końcu oczekiwany rozdział. Zaczął się rok szkolny, co za tym idzie nowa szkoła, lekcje i dużo nauki. Zrobiłam sobie wakacje od pisania. Musiałam zebrać nowe myśli, a ich jest naprawdę dużo. Na Katalogu Opowiadań o Wampirach pojawił się wywiad ze mną. Chętnych zapraszam na przeczytanie jego. Jak dl mnie jest bardzo ciekawy. Do następnego! :)
Oby tylko nic nie stało się Klausowi co to za moc,którą dysponuje Amber i kto nią kieruje co knuje Rebeca i jak silny jest ten nad kim jest Marcel pozdrawiam wywiad bardzo ciekawy pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńSuper.
OdpowiedzUsuńKlaus mógł zasztyletować blondi. Tak, wiem, później Rebekah odkupi swoje winy, stanie po stronie rodziny i będzie dobrą postacią, ale naprawdę za nią nie przepadam, wybacz :D
OdpowiedzUsuńKlaus lubi Amber. Elijah lubi Amber. Ktoś chce dorwać Amber. Kimkolwiek ten ktoś jest, niezależnie od tego jak potężna jest to osoba, ma oficjalnie przerąbane. Mikaelsonowie zawsze wygrywają.
Lepiej żeby Nowy Orlean o tym zawsze pamiętał.
Rozdział wyszedł jak zawsze wspaniale. Gratuluję :)