wtorek, 23 lutego 2016

Rozdział 2 "Jesteś wyjątkowa i musisz o to dbać"

Otworzyłam powoli oczy. Obraz był zamazany, ale z czasem wyostrzał się. Znajdowałam się w jakimś pokoju. W wielkim łóżku. Na przeciw stała duża drewniana szafa, a obok mniejszy regał z książkami. Po prawej było okno zasłonięte brązową firanką. Nie znałam nigdy tego miejsca. Panował tutaj nastrojowy półmrok i cisza, którą przerwał głos otwierających się drzwi. Do pokoju wszedł mężczyzna. Wysoki w garniturze o ciemnobrązowych włosach i brązowych oczach. Przeszedł przez pokój w milczeniu i stanął przed łóżkiem, przyglądając mi się przez chwile.
– Witaj – przywitał się. – W końcu się obudziłaś – zauważył kończąc niezręczną ciszę.
– Yhm – mruknęłam próbując podeprzeć się na łokciach, ale wtedy poczułam ostry ból w prawej ręce. Syknęłam i odruchowo wyjęłam ją spod kołdry, którą byłam okryta. Łokieć miałam owinięty w jakiś materiał, który już dawno przesiąkł krwią. Odwinęłam ją powoli, a wtedy moim oczom pojawiła się jeszcze nie do końca zaschnięta rana. Skrzywiłam się na jej widok. Wzrokiem od razu powędrowałam na mojego towarzysza. Widziałam jak jego oczy zmieniają się na widok krwi. Robiły się czarne, puste, ale szybko powróciły do normalności.
– Schowaj ją, proszę – odparł odwracając swoją twarz w stronę okna. Zrobiłam to co kazał. Jego kącik ust lekko się uniósł.
– Więc jesteś wampirem? – Bardziej stwierdziłam niż zapytałam, marszcząc lekko brwi. Kiwnął znacząco głową. - To dlaczego mnie nie zabiłeś? - Rzuciłam prosto z mostu. -Nie lubicie takich jak ja.
– Nie jestem taki jak inni – rzucił otwierając szafę. Wyjął z niej bluzę, po czym podał mi. - Nałóż ją - nakazał podchodząc do okna i odsłaniając zasłony. Nie chciałam mu się sprzeciwiać, więc zrobiłam to co kazał. Była ona za duża i pachniała męskimi perfumami.
– Gdzie moja bluza? – Spytałam siadając na łóżko.
– Nie nadawała się do użytku, więc ją wyrzuciłem.
– Nie wiesz, że źle jest wyrzucać czyjeś rzeczy bez pozwolenia – burknęłam niezbyt grzecznie. Widząc spojrzenie wampira od razu zaczęłam tego żałować. Jego wzrok był tak przenikliwy, że aż czułam jakby to on wbijał mi kołek w samo serce, a nie ja mu.
– Chcesz uczyć wampira dobrych manier? - Zagadnął retorycznie unosząc jedną brew. Przełknęłam niezręcznie ślinę. - Nie powinnaś tutaj być. To miejsce nie jest bezpieczne dla ciebie - rzekł zwracając swój wzrok znowu na okno. Uznałam to za nakaz wyjścia z budynku, więc wstałam z trudem i o swoich siłach wyszłam z pokoju.
Korytarz był wąski i długi. Łatwo było się w nim zgubić. Wychyliłam się powoli z pomieszczenia, gdy nagle poczułam na swoich plecach dłoń. Wyskoczyłam z pokoju niemal z krzykiem.
– Wiem, że jestem straszny, ale, że aż tak – powiedział sarkastycznie wampir. Przewróciłam oczami.
– Pokarzesz mi jak mam stąd wyjść czy sama mam znaleźć wyjście? – Zapytałam obojętnie. Z uśmiechem wskazał ręką w prawą stronę.
– Dziękuję – prychnęłam i ruszyłam przed siebie. Dziwnie było iść w towarzystwie wampira. Nie lubiłam tej rasy. Może przez to co robił w ostatnich latach Marcel. Były one zarozumiałe, egoistyczne. Nie tolerowały innych. Sądzą, że są najlepsze, a się mylą. Jednak ten wampir był inny. Miał coś w sobie co zarazem urzekało i przyprawiało przerażenie na sam widok. Bardzo interesująca osoba.
Wychodząc z długiego korytarza, wchodziło się do holu. Tam znajdowały się drewniane schody i wiele przejść do innych części domu. Chwyciłam za klamkę. Otworzyłam wyjściowe drzwi, a przed moimi oczami pojawił się kolejny mężczyzna.
Stałam lekko zdezorientowana. Blondyn stojący przede mną wpatrywał się we mnie jak w obraz. Czułam jak moje policzki zaczynają płonąć.
– Od kiedy to zadajesz się z czarownicami? – Zagadnął odrywając na chwilę ode mnie wzrok. Pierwszy raz w życiu czułam się tak dziwnie bezbronna.
– Ona już idzie – wyjaśnił, a ja mu potaknęłam.
Zrobiłam krok do przodu. Tylko krok, bo na więcej mi nie pozwolił. Poczułam mocny uścisk na swojej ręce. Syknęłam z bólu wyrywając ją.
– Nie wiem co łączy ciebie z moim bratem i szczerze nie chcę wiedzieć, ale mogłabyś mi przynajmniej powiedzieć skąd się wzięła na tobie moja bluza? – Szepnął odwracając mnie w swoją stronę w taki sposób, że musiałam patrzeć prosto w jego niebieskie oczy.
– Jeśli chcesz ją z powrotem to wystarczyło poprosić – zauważyłam starając się utrzymać złą twarz. Sądziłam, że chłopak odpowie mi coś nieodpowiedniego, albo co gorsza zrobi coś złego, ale on nie zrobił nic, tylko się uśmiechnął pod nosem..
– Nie musisz mi jej oddawać – rzekł odchodząc ode mnie. Miałam już mu powiedzieć coś w stylu jaka z ciebie hojna osoba, ale mężczyzna już dawno znikł w drzwiach domu. Stałam tak przez kilka minut próbując dokładnie wszystko przeanalizować. Był tajemniczy a zarazem niebezpieczny i opanowany. Urzekł mnie, ale dlaczego? Nadal przy mnie stał ten drugi i co najdziwniejsze nie przerwał moich rozmyśleń.
– Odwiozę cię – rzucił gdy zauważył, że skończyłam gapić się w nieskończoną otchłań.
– Nie trzeba – żachnęłam się.
– Odwiozę cię – powtórzył nalegając. Westchnęłam bez sił. – Rozumiem to za tak – dopowiedział wyciągając z kieszeni kluczyki od samochodu, który stał przed domem. Dopiero teraz mogłam stwierdzić jaki ten dom jest wielki.
– Sądziłam, że nie jeździcie samochodami.
– Pewnie myślałaś też, że zmieniamy się w nietoperze i śpimy w trumnach – zripostował z dezaprobatą, jednak ostatnie słowa wypowiedział bardzo poważnie.Wsiadł do środka.
– Nie - obruszyłam się siadając obok niego.
Podałam mu adres zamieszkania i wyjechaliśmy. Dom ten znajdował się na obrzeżach miasta, a dojechanie na francuską dzielnicę zajęło trochę czasu. Połowę drogi spędziliśmy w milczeniu, ale w drugiej zaczęło mnie to nudzić.
– Urzekł cię mój braciszek – zaczął, a ja spojrzałam na niego przez ramię.
–  Raczej nie –zapewniłam z dziwną niepewnością, która od razu została przez niego zauważona.
– Doprawdy? – Spytał rzucając w moją stronę porozumiewawcze spojrzenie. Prychnęłam.
Gdy dojechaliśmy na miejsce wysiadłam trzaskając za sobą drzwiami. Nie zwracając na niego uwagi odeszłam.
– Do zobaczenia – usłyszałam za sobą jego głos.
– Mam nadzieję, że nie szybko – odpowiedziałam cicho.
Ulice były tak samo zapełnione jak każdego dnia. Dominował spokój i cisza. Teraz życie było inne niż nocą. Nie odzwierciedlało tego jak jest na prawdę.
~*~
Przy jednym z zaułków stała kamienica. Stara o brązowych cegłach i ładnych drzwiach z witrażami. Wskoczyłam szybko po małych schodkach i złapałam za klamkę. Drzwi były otwarte. To dziwne, bo rzadko któraś z nas zostawiała je na pastwę innych. Weszłam niepewnie do środka. Rozejrzałam się dookoła, ale nigdzie nie było czarownic. Zaniepokojona wpadłam do salonu. Na jednym z foteli siedziała Sophie. Wzrok miała skupiony gdzieś w przestrzeń, a oczy pełne łez. Podeszłam do niej bliżej.
– Coś się stało? – Spytałam zmartwiona.
– Nic – odpowiedziała przecierając dłońmi oczy. Usiadłam obok niej. Wiedziałam dokładnie kiedy kłamie i kiedy mówi prawdę, a teraz na pewno jej nie mówiła.
– Wiesz dobrze, że możesz mi powiedzieć wszystko – rzekłam obejmując ją ręką. Ona wytarła nos chusteczką i wydała z siebie sztuczny uśmiech.
– Amber ostatnie dni mogą wydawać się dziwne. Za żadnym pozorem nie możesz robić nic bez mojej zgody. Rozumiesz? – Rozkazała łapiąc mnie za ręce. Przytaknęłam, bo nie mogłam wykrzesać z siebie żadnego słowa. – Jesteś wyjątkowa i musisz o to dbać.
Wstała i posłała mi jeszcze jeden wymuszony uśmiech. Było to dziwne. Nigdy jakoś się nie rozczulała. Była twardą kobietą, która stawała zawsze na swoim. Jednak ostatnio nie była sobą. Znikała gdzieś nocami i teraz te łzy w oczach. Coś się działo i to niepokojącego. Musiałam się dowiedzieć o co chodzi. Wstałam i poszłam za nią do pomieszczenia. Stanęłam w drzwiach opierając się bokiem o framugę.
– Czuję, że coś się dzieje – wyjawiłam z zadziwiającym spokojem. – Nie wiem czemu nie chcesz mi o tym powiedzieć. W końcu nie jestem już dzieckiem – mówiłam z żalem w głosie.
– To nie jest najlepszy czas by o tym rozmawiać – zauważyła, ale ja musiałam wiedzieć to już teraz. W tej chwili.
– Sophie nie okłamiesz mnie – powiedziałam krzyżując ręce na piersi. Czarownica westchnęła ciężko.
– Wampiry znowu zabijają – wyjawiła siląc się na spokojny ton.
----------------------------------------------
Witam was po raz drugi. :D Powiem szczerze, że bałam się i nadal boję się o ten rozdział. Musiałam go zmienić przed opublikowaniem, bo stwierdziłam, że za bardzo odbiegał od fabuły i w rezultacie wyszło to coś. Nie jestem pewna czy może wam się spodobać, więc przyjmę każdą krytykę. Z całego serca dziękuje wszystkim tym co skomentowali pierwszy rozdział. Cieszę się, że jednak ktoś czyta moje opowiadanie. Jest to dla mnie bardzo wielka motywacja. :)
Zachęcam do komentowania, bo dla was to tylko parę minut, a dla mnie radość na bardzo długi czas.

wtorek, 9 lutego 2016

Rozdział 1 "Doigrasz się tego"

Weszłam do kuchni. W całym domu panowała nieprzyjemna cisza. Nie lubię ciszy. Teraz gdy zabroniono nam przyjemność z stosowania magii cisza jest ostatnią rzeczą jaką chcę słyszeć. Nie jest łatwo żyć w Nowym Orleanie dla takiej osoby jak ja. Od śmierci mamy minęło dziesięć lat. Już zdążyłam się przyzwyczaić, że jej nie ma, ale pustka w sercu została na zawsze. Bycie tutaj czarownicą jest trudne. Ciągłe zakazy i strach przed wampirzą rasą. Wampiry robią co chcą, a my nie możemy ich powstrzymać.
Było dobre kilka minut po północy. Martwiło mnie, że nie ma jeszcze Sophie i Jane-Anne. Nigdy nie wracały tak późno. Nie byłyśmy rodziną. Odkąd zostałam sierotą co chwila mieszkałam u innej czarownicy. Żadna nie chciała mnie przyjąć na stałe. To było smutne. Ojca nie znałam. Matka nigdy nie opowiadała o nim, a ja się o niego nie pytałam. Teraz bardzo tego żałuję.
Postanowiłam je poszukać. Wyszłam z kuchni i sięgnęłam do wieszaka po bluzę. Wychodząc sprawdziłam czy zamknęłam dokładnie drzwi.
Ruszyłam w stronę restauracji, którą prowadzą. Czasami pomagam im tam. Tak właśnie dorabiam sobie, by któregoś dnia kupić własne mieszkanie. Ta noc nie zaliczała się do najcieplejszych i ogółem do przyjemnych. Była mgła, a na niebie ani jednej gwiazdy. Wszędzie cicho bez żadnej oznaki życia. Tylko głupi chodzą o tej porze,. czyli tacy jak ja. Nocami roiło się od wampirów żądnych krwi. Ryzykowałam, ale nie miałam wyjścia. One są jedynymi bliskimi osobami i nie chciałam ich stracić. Wiedziałam, że nic nie zdziałam, bo co może zrobić niska szczupła dziewczyna bez żadnych mięśni i umiejętności walki? Nic.
Widziałam już ten znajomy podświetlany szyld. Tylko dwie ulice dzieliły mnie od celu. Poczułam nagłą ulgę, ale chyba za wcześnie, bo właśnie wydawało mi się, że ktoś tutaj oprócz mnie jest. Rozejrzałam się, ale nikogo nie było. Przeczucie znów się powtórzyło, ale i tym razem nic. Westchnęłam ciężko i ruszyłam dalej. Ktoś mi dzisiaj płata figle. Przyspieszyłam trochę, ale wtedy spełniło się przeczucie którego nie chciałam i się tak bardzo obawiałam.
Przede mną pojawił się wysoki dobrze zbudowany mężczyzna o brązowych krótko strzyżonych włosach. Uśmiechnął się do mnie wystawiając swoje białe ostre kły.
- Chyba nie powinnaś chodzić o tej porze po ulicy. Bywa wtedy bardzo niebezpiecznie - stwierdził podchodząc do mnie bliżej, wtedy ja zrobiłam krok do tyłu i poczułam jak uderzam kogoś swoimi plecami. Odwróciłam się powoli i zobaczyłam kolejnego wampira. Złapał mnie za rękę. Trzymał bardzo mocno, a ja nie mogłam się od niego wyrwać. Strach całkowicie mnie sparaliżował.
- Druga czarownica w ciągu jednej nocy. Marcel na pewno nie będzie zadowolony - mówił, a ja trzęsłam się ze strachu. Czekałam tylko tego jak zagryzą mnie na śmierć, albo w najlepszym przypadku skręcą mi kark. Szybka śmierć i po problemie. Podszedł do mnie tak blisko, że bez problemu mógł mnie dotknąć ręką. Odgarnął kosmyk włosów z mojej twarzy. - Taka ładna, a taka głupia - odparł z szyderczym uśmiechem. Prychnęłam mu prosto w twarz. Próbowałam udawać, że się go nie boję.
- Proszę zabijcie mnie. Dużo nie stracicie i pokażecie jakie z was gnojki - wyznałam to z takim obrzydzeniem, że aż nie poznałam samej siebie.
- Doigrasz się tego - syknął podnosząc swoją lewą rękę żeby zadać ostateczny cios. Zamknęłam oczy i wyczekiwałam tego momentu, który o dziwo nie nastąpił. Otworzyłam powoli powieki i ku mojemu zdumieniu wampir gdzieś zniknął. Jego towarzysz też był zdezorientowany, bo czułam jak jego uścisk na mojej ręce słabnie.
Nagle coś spadło przede mną jak kamień z nieba. Wytężyłam wzrok żeby zobaczyć co to jest i o zgrozo! Było to serce! Na widok niego wydałam z siebie nikły dźwięk, który miał być krzykiem, a pod wpływem strachu został tylko niewyraźnym piskiem. Korzystając z sytuacji wyrwałam się i zaczęłam uciekać ile sił w nogach. Z tyłu słyszałam krzyki, które wydawał mój dotychczasowy towarzysz.
Było bardzo ciemno, więc nie widziałam co mam pod nogami. Przez to potknęłam się o kawałek chodnika i padłam jak długa. Poczułam przeszywający ból w prawym łokciu, ale przez adrenalinę nie koniecznie przejęłam się tym. Wyczuwając na swoich plecach nadchodzące niebezpieczeństwo zaczęłam czołgać się jak najdalej. To już koniec, myślałam w duchu, gdy za mną pojawił się cień. Odwróciłam się zastygając w bezruchu. Ciemnoskóry, który przed chwilą trzymał mnie stał nade mną. W jego ręce zalśniło ostrze, które za chwilę wyląduję na moim ciele zadając niewyobrażalny ból. Ścisnęłam usta w cienką linię.
- To już twój koniec - wyznał i podniósł do góry ostrze. Nie krzycz, zrób to po cichu, myślałam, a do moich oczu zaczęły nabierać się łzy. Wszystko się zaraz skończy, ale w rzeczywistości tak nie było, bo wampir zastygł w bezruchu. Zdezorientowana podniosłam się na łokciach krzywiąc się z bólu. W tym samym czasie wampir upadł na ziemie przeszyty kołkiem. Za nim stał ktoś inny, jednak w ciemności trudno było go rozpoznać. Na pewno był to mężczyzna. Poznałam to po posturze. Pamiętałam tylko jak powoli wyciągał rękę w moją stronę, ale ja wtedy pogrążyłam się w ciemnościach.  
-------------------------------------------- 
Witam was na moim nowym blogu! :D
Mam nadzieję, że spodoba wam się te opowiadanie. :)
Pierwszy rozdział krótki, ale sądzę, że nie wyszedł tak źle.
Rozdziały będą się ukazywać co dwa tygodnie.
Zachęcam do komentowania, bo to motywuje. :)
.
.
.
.
.
.
template by oreuis