niedziela, 26 czerwca 2016

Nominacja do bloga kwartału

     Przychodzę dzisiaj do was z małą informacją. Otóż biorę udział w konkursie na blog kwartału. Jest to dla mnie bardzo wielka szansa na wybicie się. Jeśli podoba wam się mój blog i sądzicie, że należy mi się ta nominacja, to oddawajcie swoje głosy TUTAJ. Będę bardzo wdzięczna za to. :)
     Przy okazji chcę ogłosić, że kolejny rozdział pojawi się niedługo, więc nie żegnam się z wami. :)

niedziela, 12 czerwca 2016

Rozdział 8 Rebekah

Czy wy też się zastanawiacie skąd się biorą ludzie w naszych snach? Niektórzy twierdzą, że spotkaliśmy ich kiedyś, chociaż możemy o tym nie pamiętać. A co jeśli mamy stu procentową pewność, że dana osoba nie pojawiła się w naszym życiu? Jeżeli przytrafiło wam się coś takiego, to pewnie wiecie jak się czuję, a jeżeli nie, to muszę wam zapewnić, że zdezorientowanie to najprostsze słowo jakie mogę użyć, by opisać mój stan.
– To niemożliwe bym widziała waszą siostrę, a tym bardziej znała – zapewniłam po raz kolejny, jednak on nadal do końca mi nie wierzył.
– Coś dziwnego tutaj się dzieje – stwierdził zaniepokojony. – Często masz wizję? Jak tak to od kiedy? – Dopytywał się o każde szczegóły. Pokręciłam znacząco głową.
– To jest pierwszy raz – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. – Skąd wiesz, że to wizje?
– Niektóre czarownice mają specjalne zdolności.
– Myślisz, że należę do nich? – Zapytała i westchnęłam ciężko.
Ostatni miesiąc nie należały do najlepszych. Najpierw atak wampirów, potem szybko gojące się rany, a teraz śnienie o osobach, których w ogóle nie znam..
Odwróciłam się w stronę okna. Przez zasłonki wpadały nikłe promienie słońca. Był już ranek. Wygramoliłam się z łóżka i stanęłam na przeciwko wampira.
– Może to tylko przypadek i wcale nie chodzi o twoją siostrę – zauważyłam szybko mrugając. – Muszę się przewietrzyć – oznajmiłam i wyszłam z pokoju.
Schody dzisiaj wydawały się dziwnie skrzypiące, a meble stare jakby miały tyle lat co świat. Wyjściowe drzwi otworzyłam na oścież. Zatrzasnęłam je za sobą i zaczęłam iść przed siebie. Trawa o tej porze była śliska od rosy i soczyście zielona. Chodząc po niej, wyobrażałam siebie w bajce dla dzieci. W tej chwili czułam się jakbym pierwszy raz stąpała po zielonym dywanie. Nawet nie wiedziałam kiedy znalazłam się na przeciwko wejścia do pobliskiego lasu.
Dotknęłam dłonią pnia pierwszego stojącego drzewa. Było ono szorstkie i pokryte mchem. Wydawało się na bardzo stare. Czułam przepływające w nim życie. To jeden z darów jakie posiadają czarownice. Opieka nad roślinami. To my tchniemy w nie życie.
Miałam już zamiar wejść w głąb, ale zatrzymałam się w bezruchu. Przypomniał mi się sen, a w nim las. Co jeśli to była jakaś przepowiednia, a wchodząc dalej coś na prawdę mi się stanie? Cofnęłam się o krok. Nie będę ryzykować. Postanowiłam wrócić, gdy wśród krzewów zauważyłam jakiś cień. Wytężyłam wzrok, ale nie mogłam stwierdzić do kogo on należał. Zmarszczyłam brwi, a wtedy postać zniknęła. Po moim ciele przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Zrobiłam krok do przodu. Coś podpowiadało mi, że muszę to sprawdzić. W tym miejscu trawa była bujniejsza i łaskotała mnie w kostki. Trzeba zaznaczyć, że oprócz adidasów, miałam na sobie tylko krótkie spodenki i top od piżamy. Widząc, że nic się nadzwyczajnego nie stało z większą pewnością poszłam w głąb. Im dalej szłam tym bardziej czułam, że ktoś mnie obserwuje. Czasami wiatr, który równomiernie wiał w liście, zawiał mocniej.
Nagle poczułam lekkie szturchnięcie. Obejrzałam się do tyłu, ale nikogo nie było. Zrobiłam krok do przodu, a wtedy zderzyłam się z czymś. Odruchowo cofnęłam się. Przyjrzałam się stojącej naprzeciw mnie osobie, ale wschodzące słońce sprawiło, że widziałam tylko kontur. Zmrużyłam oczy, a gdy ktoś odsunął się trochę w bok, niemal upadłam z niedowierzania. Te same włosy, twarz, postawa.
– Daniel – wykrztusiłam zaskoczona. Spojrzał na mnie pustym wzrokiem, który do niego nie pasował. – Jak ja dawno ciebie nie widziałam! – Wyznałam z uśmiechem. Podeszłam do niego by go przytulić, ale on odepchnął mnie tak, że aż upadłam. Popatrzyłam na niego z niedowierzaniem.
– Nie przyszedłem tutaj dla ciebie – wyjaśnił obojętnie. – Przyszedłem do pierwotnych, bo tak kazał mi Marcel. Co tutaj robisz?
– Ja – wybełkotałam, zdziwiona tonem głosu wampira. – Postanowiłam przejść się na spacer.
– Do lasu? Na prawdę? – Parsknął, a ja mu przytaknęłam. Otrzepałam się i wstałam z ziemi. Na dłoni miałam średniej wielkości ranę. Zacisnęłam ją w pięść by Daniel nie zobaczył kropel krwi. Zapomniałam, że wampiry mają dobry węch, a tym bardziej gdy idzie w grę krew.
Oczy mojego byłego przyjaciela zrobiły się czarne i puste. Momentalnie znalazł się obok mnie. Złapał za moją dłoń i pomału otworzył ją tak jakby delektował się każdą spływającą kropelką krwi. Skrzywiłam się z bólu, gdy Daniel rozprostował całą dłoń, ukazując dość sporą ranę. Objął ją dwiema rękami i przyglądał się jak obrazkowi.
– Proszę cię! Nie rób tego! Wiem, że w głębi duszy jesteś nadal tym samym Danielem co kiedyś – próbowałam dojść mu do rozumu, przy tym kontrolując swoje emocje. Oderwał na moment wzrok z ręki na twarz. Chciałam znaleźć chodź trochę skruchy w nim, ale zamiast tego była tylko zdumiewająca niechęć i odraza. Pokiwał przecząco głową.
– Sądziłaś, że byłem szczęśliwy? – Spytał retorycznie. – Sądzisz, że życie jako milutki wampirek cieszyło mnie? To właśnie Marcel otworzył mi oczy na świat. Nie ty! Ty sprawiłaś, że było jeszcze gorzej! – Wrzasnął i wgryzł się w moją dłoń. Krzyknęłam przestraszona. Chciałam wyrwać ją, ale trzymał coraz mocniej. Czułam jak powoli zaczyna mi się kręcić w głowie. Osunęłam się na ziemię. Z moich ust wydobywały się ciche prośby by przestał, które nic nie działały. Oddech był nierównomierny, a puls zaczął zwalniać. Wiedziałam, że to koniec. Czyżby sen się sprawdził? Przymknęłam oczy, ale to właśnie teraz Daniel puścił moją rękę, która bezwładnie opadła. Otworzyłam szeroko oczy. Blondyn wytarł dłonią krew z twarzy. Byłam z jednej strony przestraszona, a z drugiej szczęśliwa. Gwałtownie podniosłam się. Było to moim błędem, bo od razu zakręciło mi się w głowie. Straciłam na chwilę równowagę. Ostatni raz rzuciłam spojrzenie w stronę chłopaka. Widok jego sprawiał mi teraz ból. Pokiwałam ze smutkiem głową.
Zaczęłam uciekać w stronę domu pierwotnych. Nie patrzyłam czy wampir mnie goni. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w bezpiecznym miejscu. Biegłam jak najszybciej. Potykając się o własne nogi, wpadłam do domu. Zatrzasnęłam za sobą z hukiem drzwi i opadłam opierając się o nie. Przyciskając twarz do kolan zaczęłam płakać. Łzy ściekały mi po brodzie mocząc przy tym top od piżamy. Nie wierzę, że można tak się zmienić.
Poczułam delikatny dotyk na swoim ramieniu. Podniosłam głowę. Przy mnie siedział Klaus. Blondyn uśmiechnął się i podał mi chusteczkę.
– Dziękuje – szepnęłam i wzięłam ją do ręki.
– Mogę wiedzieć dlaczego jesteś smutna? - Spytał, siląc się na łagodny ton.
Westchnęłam z goryczą w głosie. Postanowiłam mu o tym powiedzieć. Nie miałam potrzeby zatajenia tego. Opowiedziałam mu wszystko ze szczegółami, a on słuchał w skupieniu. Gdy skończyłam, wytarłam chustką łzy z twarzy. Zrobiło mi się lżej na sercu za to, że mogłam się komuś wygadać.
– Marcel pewnie kazał mu wyłączyć człowieczeństwo. Jakie to prymitywne, ale bardzo charakterystyczne dla niego – podsumował z lekkim uśmieszkiem na ustach. Złapał za moją dłoń i zaczął się jej się przyglądać.
– Zapomniałam o tym skaleczeniu – przyznałam, oglądając świeżo zaschniętą ranę. Przymknęłam oczy. – Sądziłam, że zniknie. 
Kiwnął zaprzeczając głową.
– To nie jest normalne – stwierdził. Rzucił w moją stronę przeszywające spojrzenie. Spiorunowałam go wzrokiem, ale zamiast zrozumienia, zastałam na jego twarzy tylko drwiący uśmiech.
– To nie jest śmieszne – burknęłam wstając z ziemi.
– Co ty ukrywasz? – Zagadnął zaciekawiony, na co parsknęłam śmiechem.
Nie zwracając na niego uwagi poszłam na góra przebrać się. Całego dnia nie mogłam spędzić w piżamie. Schody tym razem wydały mi się większe, a korytarz dłuższy, mimo że mieszkałam prawie na samym początku. Byłam zmęczona tym wszystkim.
Otwierając drzwi do swojego pokoju, usłyszałam dziwny odgłos dobiegający z sąsiedniego. Brzmiał jakby ktoś pobił szklankę, a przy tym zdemolował całe pomieszczenie. Cofnęłam się i zrobiłam trzy kroki w bok. Lekko pchnęłam kolejne z myślą, że znajdę tam najstarszego z rodzeństwa, jednak o dziwo nikogo tam nie było. Tylko wiatr dął w zasłonki otwartego okna. Po moim ciele przeszedł zimny dreszcz. Weszłam do pomieszczenia, by zamknąć powód przeciągu.
Gdy zbliżyłam się do okna zrozumiałam, że nie jestem sama. Na fotelu przy drzwiach siedziała kobieta. Blond włosa piękność widząc, że patrze na nią, uśmiechnęła się chytrze pod nosem. Jedno imię przychodziło mi teraz do głowy. Rebekah. Przełknęłam głośno ślinę. Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć pierwotna znalazła się na przeciwko mnie. Jedną ręką złapała za moją szyję i podniosła w górę, powodując u mnie przy tym lekkie podduszenie. Przyjrzała mi się uważnie, marszcząc przy tym brwi.
– To niemożliwe – szepnęła. Chciałam to wytłumaczyć, ale udało mi się wydobyć z siebie tylko niezrozumiałe chrząknięcia. Uścisk wampirzycy był bardzo silny.
– Puść ją, siostro – rozległ się męski głos w pomieszczeniu, na który kobieta od razu rozluźniła chwyt. Oderwałam od niej wzrok. Dziewczyna instynktownie odwróciła się i widząc Elijah, puściła mnie. Złapałam za bolącą szyję i zaczęłam ją rozmasowywać.
– To jest Amber – przedstawił mnie dla niej, a ona krzyżując ręce, nie odrywała ode mnie wzroku.
– Więc to ty narobiłaś moim braciom tyle kłopotów – wyznała zaciekawiona, unosząc lekko brwi. – Jestem Rebekah, ale to chyba wiesz – spojrzała na swojego brata. – Musimy porozmawiać na osobności – zwróciła się tym razem do niego.
– Jak sobie życzysz – rzekł, zapraszając ją gestem ręki w głąb domu. Wampiry w mgnieniu oka zniknęły z pokoju, zostawiając mnie samą.

***
     
    Dziewczyna siedziała na łóżku i oglądała z daleka swoje dzieło. Obraz niebieskiego kryształu od jakiegoś czasu mieszał jej w głowie. W snach pragnęła go bardzo mocno, ale nigdy nie mogła go dotknąć, przyjrzeć mu się. Zawsze ktoś ją wyprzedzał. Postać, którą nazwała „Zjawą", była młodą kobietą o jasnobrązowych włosach i o tym samym kolorze oczach oraz delikatnej cerze. Zdążyła już ją znienawidzić. Tym bardziej, gdy się okazało, że owa osoba istnieje na prawdę i może posiadać moce silniejsze od tych, które posiadała ona sama.
W tej chwili usłyszała ciche pukanie do drzwi. Nie zdążyła zaprosić do środka, a już do pokoju wszedł mężczyzna.
– Dawno nie przychodziłeś – stwierdziła brunetka, nie zwracając na niego uwagi.
– Miałem dużo spraw na głowie – odpowiedział Mulat, wkładając dłonie do kieszeni spodni. Davina pokręciła z niechęcią głową.
– Nie podoba mi się ten facet z którym zawarłeś układ – wyznała wstając z miejsca.
– Wiesz dobrze, że to jedyna szansa na znalezienie kryształu i uwolnienie cię od żniw – stwierdził. Wziął do rąk nowo namalowany obraz i przyjrzał mu się uważnie. – On dostanie czarownicę i kryształ, a ty spokój do końca życia.
Dziewczyna zabrała od niego swoją pracę i podeszła pod zasunięte zasłoną okno.
– Dostanie kryształ – prychnęła. – A może by tak zabić ją? Wtedy kryształ nie będzie mu potrzebny – zaproponowała głośno myśląc.
Marcel natychmiast zamilkł. Davina nie zwracając już więcej na niego uwagi, zaczęła znowu marzyć o upragnionej rzeczy.
--------------------------------------------------------------
W końcu opublikowałam kolejny rozdział. Przez poprawianie ocen nie miałam na nic czasu. Jeszcze ta pogoda, przez którą nie chce się nic robić. Jeśli chodzi o rozdział to go trochę inaczej wyobrażałam. Nie wiem czy wam się spodoba. W sumie nie wyszedł aż tak zły, ale wy to osadźcie. Dziękuję za komentarze pod ostatnim rozdziałem. Bardzo mnie motywują do dalszej pracy. :)
Komentarz = Kolejny rozdział
.
.
.
.
.
.
template by oreuis