sobota, 30 kwietnia 2016

Rozdział 6 Wampir to wampir

Stał w pustym pokoju spoglądając przez okno. Mijało właśnie popołudnie i na ulice miasta wyszło wiele ludzi. Byli jak mrówki kiedy wyłoży się coś słodkiego. Lubił ten moment. Tyle nowej i świeżej krwi. Na myśl o czerwonej cieczy uśmiechnął się pod nosem. Miał dzisiaj zadziwiająco dobry humor.
Martwą cisze przerwał głos otwierających się drzwi. Do pokoju wparował wampir. Ten sam co kilka godzin temu zaatakował Amber. Marcel nie spojrzał na niego nawet na sekundę.
– Masz to o co cię prosiłem? – Spytał z pewną nadzieją. Ostatnio wszystko idzie nie po jego myśli.
– Nigdzie tego nie było – wyjawił mu z niepokojem w głosie.
Złość zawładnęła wampirem. Jednym ruchem znalazł się na przeciw swojego sługi i łapiąc go za szyje podniósł gwałtownie do góry. Z gardła chłopaka wydobyło się przeraźliwe chrząknięcie.
– Najpierw zabijacie nie tą osobę co trzeba, a teraz nie potraficie znaleźć jednej rzeczy – wymieniał z nieposkromioną złością. – Co ja mam z wami zrobić? – Zapytał retorycznie mocniej zaciskając swoją dłoń na szyi wampira. Po jego ręce spłynęła stróżka krwi. – Może powinienem was się pozbyć? – Zaproponował z złowrogim uśmiechem.
– Dowiedziałem się czegoś jeszcze o czym ty na pewno nie wiesz – wykrztusił z siebie krztusząc się własną krwią. Marcel spojrzał na niego zaciekawiony. – Ktoś im pomaga...w tym mieszkaniu...była najmłodsza z nich...goniłem ją...ale uciekła mi z oczu...to nie możliwe by...czarownica poruszała się...szybciej od wampira - wydusił z przerwami na nabranie powietrza. Uścisk stał się słabszy aż ostatecznie puścił go, a chłopak wylądował na ziemi. Złapał się dłońmi za szyję i zaczął kaszleć krwią.
– Ktoś pogrywa z moimi zasadami – mruknął sam do siebie i nie zwracając uwagi na leżącego wampira wyszedł z pokoju.

***

Znalazłam się nagle w jakimś pokoju. Przede mną stała półka z książkami i jakaś wielka skrzynia. Klaus opierał się o nią. Ostrożnie przeszłam przez pomieszczenie i zatrzymałam się obok niego. On uśmiechnął się do mnie i otworzył wieczko.
– Co tam jest? – Zagadnęłam odwracając na moment od niego wzrok. Wzruszył ramionami. Musiałam mu zadać parę pytań, które od powrotu mnie trapiły. Nic mi nie odpowiedział, tylko wyjął ze środka stertę jakiś kartek. Przypominały stare listy.
– Powinnaś mi drugi raz podziękować – zauważył wręczając mi papiery.
Zaczęłam przewracać je w dłoniach. Wydawały się bardzo stare. Zostały całe odręcznie zapisane niebieskim atramentem. Słowa te były w języku, którego w ogóle nie znałam. Nie było w nich nic nadzwyczajnego, gdyby nie podpis w rogu z inicjałami mojej matki.
– Co to jest? – Spytałam zaniepokojona. Czułam jak serce coraz bardziej mi przyśpiesza, oczekując wyjaśnień.
– Coś co sprawi, że będziesz mogła nam zaufać – odparł pewnie przysiadając na róg stołu. – Co oni od was chcą? - Posłał w moją stronę wzrok, który mówił, że nie przyjmuję żadnych wymówień, a tym bardziej kłamstwa.
Miałam lekkie przeczucia, że powodem tych niemiłych odwiedzin był kryształ, ale po co komu zwykły kamyk, który można kupić na każdym bazarze?
Sięgnęłam do kieszeni i wyjęłam kryształ. Zaczęłam przekręcać go w palcach aż w końcu pokazałam go na światło dzienne. Promienie zachodzącego słońca wpadały przez okno i odbijały się o błyszczący przedmiot.
– Nie jestem w stu procentach pewna, ale chyba tego szukał – powiedziałam pokazując mu rzecz. On badawczo na to spojrzał i wysunął rękę by go wziąć, ale gdy to zrobił kryształ stał się czerwony jak ogień i poparzył jego dłoń. Syknął i wypuścił go, a on z charakterystycznym uderzeniem spadł na betonowe kafelki. Patrzyłam z wytrzeszczonymi oczami i lekko otwartą buzią na Klausa, który uważnie obserwował znikający ślad po oparzeniu. Niedowierzanie na mojej twarzy i na twarzy blondyna nie ustawało.
– Co to do cholery było! – Krzyknął wlepiając we mnie oskarżycielski wzrok.
– Nie mam pojęcia! – Odpowiedziałam zdenerwowana tonem wampira. Wzięłam głęboki wdech i spróbowałam uspokoić się. – Pierwszy raz coś takie się wydarzyło – wyznałam schylając się po kryształ, który wyglądał znowu niepozornie.
Łapiąc go usłyszałam głośne trzaśnięcie drzwiami. Nim zdążyłam podnieść się z ziemi już w pokoju znalazł się Elijah. W dłoni trzymał drewniany kołek. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem, a on nie widząc mnie, bez żadnych skrupułów wbił go w klatkę piersiową Klausa.
– Co ty robisz! – Krzyknęłam przestraszona. Przecież on go zabije!
Młodszy Mikaelson skrzywił się i wyciągnął z siebie zakrwawiony kołek. Odłożył go na blat stolika przy czym brudząc go własną krwią. Nie zginął.
– Czekam na jakieś wyjaśnienia – zwróciłam się do najstarszego wampira krzyżując ręce i nabierając jak najpoważniejszą minę. On zmierzył mnie tylko od stóp do głów wzrokiem i siłą złapał za dłoń. Ścisnął ją mocno sprawiając mi przy tym ból.
– Od dzisiaj nie możesz z nim się zadawać – rozkazał poważnie z lekką nutą nienawiści do własnego brata, który w tej chwili roześmiał się. Wyszarpałam nadgarstek i masując czerwoną plamę po jego dotyku, łypnęłam na niego spod oczu.
– Nie będziesz mi mówił co mam robić! – Syknęłam z gniewem w głosie. Odwróciłam się i wyszłam z pomieszczenia zostawiając kłócących się braci.
Odkąd poznałam pierwotnych myślałam, że nie są takimi potworami jak inni. Widocznie miliłam się. Wampir to wampir. Jego nie zmienisz. Powinnam się tego spodziewać. Już dawno temu miałam do czynienia z pewną istota tej rasy.
Kiedyś miałam przyjaciela. Miał na imię Daniel i był wampirem. Pamiętam jego falowane blond złociste włosy ułożone zawsze idealnie i błękitne oczy. Miał dziecinną twarz jak na swój wiek, chociaż był moim rówieśnikiem. Gdy go poznałam został dopiero co przemieniony w wampira, ale dobrze radził sobie z potrzebą krwi. Nie mieszkał w Nowym Orleanie. Był typem wędrownika, który szukał swojego miejsca na Ziemi. Mój jedyny przyjaciel. Do czasu. Pewnego dnia przyszedł do niego Marcel i zaproponował mu lepsze życie. Uwierzył i odszedł z nim. To wydarzyło się w dzień moich osiemnastych urodzin. Wtedy ostatni raz go widziałam.
Znowu znalazłam się w swoim pokoju. Chyba najbezpieczniejszym miejscu w tym domu. Miałam wrażenie, że dzień tutaj szybciej mija. Ledwo się zaczął, a już się kończy. Otworzyłam szafę gdzie znalazłam złożony biały ręcznik. Chwyciłam go i żeby nie naruszać tej śmiertelnej ciszy, która zapadła na około postanowiłam zostawić otwarte drzwi od pokoju. Idąc niemal na palcach doszłam do łazienki. Pchnęłam delikatnie drzwi zastając puste pomieszczenie. Weszłam zamykając je za sobą na kluczyk. Odłożyłam ręcznik na półkę. Zdjęłam z siebie ubranie zostając całkowicie nago. Wszystkie rany już zniknęły. Może te szybko leczące się rany to jest normalne u czarownic?
Odkręciłam kurek z ciepłą wodą. Z prysznica poleciała smuga gorącej wody. Wzięłam szybki prysznic by zmyć z ciała ostatnie już zagojone rany. Gdy skończyłam zakręciłam kurki i obwinęłam się ręcznikiem. Od kluczyłam drzwi i niemal dostałam zawału widząc przed sobą Klausa.
– Miałam od ciebie się odczepić – zauważyłam krzyżując ręce. Wzruszył ramionami.
– Mieszkamy w jednym domu. Nie mamy wyjścia – zauważył i oparł rękę o ścianę, odcinając mi drogę.
– Zawsze jest jakieś wyjście – szepnęłam łapiąc go za koszulkę.
– Jesteś odważna – stwierdził nachylając się tak, że dzieliły nas tylko nikłe centymetry. – Dwóch mężczyzn w jednym pomieszczeniu, a ty paradujesz w samym ręczniku.
– To wy powinniście bać się mnie – przyznałam powoli odchodząc od blondyna. Przeszłam wolnym krokiem do swojego pokoju. – Dobranoc Klaus – rzuciłam z prowokującym uśmiechem i zniknęłam za drzwiami.

 ***
 
Odprowadził dziewczynę wzrokiem. Pogrywała z nim. Czuł to. Był lekko zdziwiony, że tak po prostu dał się czarownicy. Trzymając dłonie w kieszeni nasłuchiwał panującej w domu ciszy.
– Nie muszę chyba pytać bracie, o kim tak rozmyślasz – rozległ się dźwięczny głos z końca korytarza.
– Zawsze pojawiasz się w nieodpowiednim momencie – zauważył odwracając się w jego stronę. – Miałeś racje. Myślałem o niej – przyznał, chociaż przyszło mu to z wielkim trudem. Na twarzy Elijah pojawił się nikły uśmiech, który szybko znikł.
– Nie powinieneś tego robić – stwierdził.
– Czego nie powinienem? – Spytał prowokująco. Lubił go prowokować. W czasie wojny panującej w mieście było to jedyne zajęcie, które go odprężało.
– Dobrze wiesz czego nie powinieneś robić. Zrób coś jej, a następnym razem to nie kołek, a moja dłoń wyląduje na twoim sercu  – ostrzegł ściskając ręce w pięści. Klaus zaśmiał się szyderczo.
– Nie musisz się martwić, bo nic jej nie zrobię – zapewnił w wampirzym tempie znajdując się przy swoim bracie. Położył rękę na jego ramieniu. – Chyba, że mnie zdenerwujesz to wtedy nie ręczę za siebie - szepnął z łobuzerskim uśmieszkiem, klepiąc go po barku, a następnie zniknął zostawiając tylko odgłos silnego wiatru.
---------------------------------------------------
Zbierałam się aby dodać ten rozdział przez pięć dni, ale w końcu znalazłam wolną chwilę. Muszę przyznać, że jeszcze nigdy nie miałam tak wiele roboty. Myślałam, że po egzaminie będę mieć o wiele więcej czasu, a tutaj nic innego tylko nauka i nauka. Mam nadzieje, że rozdział wam się spodoba. Szczerze nie wiem co mam o nim myśleć. Miał być ciekawy, ale po kilkukrotnym przeczytaniu go stwierdziłam, że coś mi w nim brakuje. Jak pewnie zauważyliście pojawił się Marcel. Powoli będą wprowadzane kolejne postacie, które nadadzą temu opowiadaniu egzystencji i tajemniczości. Trochę zasmuciła mnie ilość komentarzy pod ostatnim rozdziałem. Sądziłam, że nazbiera się ich trochę więcej. Zachęcam do komentowania tego rozdziału. Dzięki wam moje serduszko się raduje. :)
Komentujesz=Motywujesz

wtorek, 5 kwietnia 2016

Rozdział 5 Kryształ

 Rozdział zawiera opisy w 1 i 3 os.
Próbowałam zapomnieć o krysztale, bo przecież nie wyjeżdżam na całe życie. Jednak coś mnie do niego zawsze przyciągało, a teraz czuję się jakby odcięto mnie od powietrza. Pustka z każdą godziną zwiększała się, a ja chodź bym chciała spać to nie potrafiłam. Przewracałam się z boku na bok, często wstawiając i chodząc w kółko, po czym znowu kładłam się i próbowałam zasnąć. Wyglądało to jakbym była chora psychicznie i może tak jest. Czuję się jakby odcięto mnie od nałogu, który rósł i rósł, aż jakimś cudem wpadłam na szalony pomysł i pewnie jak wiele osób by stwierdziło na bardzo głupi. Z zrealizowaniem go poczekałam do samego świtu. Czas ten dłużył się niemiłosiernie, a do domu nie mogłam wrócić gdy była w nim Sophie. Musiałam czekać.
Gdy między zasłony zajrzały pierwsze promienie słońca od razu wzięłam się do roboty. Ściągnęłam z łóżka prześcieradło i poszewkę od kołdry. Robiłam to szybko, więc skutek był taki, że na łóżku zostawiłam niezły bałagan. Oba końce przywiązałam do siebie sprawdzając kilka razy ich wytrzymałość. Otworzyłam drzwi prowadzące na balkon. Słońce poraziło mnie gwałtownie w oczy, więc przetarłam je dłońmi i podeszłam do barierki przy której jeszcze wczorajszego wieczoru przeprowadziłam "bardzo ciekawą" rozmowę z wampirem. Przeplotłam przez nią pościel tworząc mocny supeł i zrzuciłam na dół. Tak jak sądziłam nie było to dość długie by zejść na sam dół, ale wystarczające by skacząc nie połamać się. Przeszłam przez barierkę nabierając głęboki wdech. Złapałam dwiema rękami za "linę" i powoli zaczęłam schodzić. Nie było to łatwym zadaniem, bo pierwszy raz coś takiego robiłam. Mój przysłowiowy sznur kończył się równo z połową wysokości parteru. Puściłam się opadając na zieloną trawę, która z rana była przykryta rosą. Spojrzałam za siebie by upewnić się czy nikt nie widział mojego wybryku. Kiedy z ulgą stwierdziłam, że nikt tego nie widział, biegiem udałam się w stronę domu.
Nie wiedziałam gdzie dokładnie znajduje się dom pierwotnych. Rzadko zapuszczałam się poza francuską dzielnicę. Jednak coś kierowało mną do celu. Na początku sądziłam, że to daleko, ale okazało się, że tak nie jest. Widocznie jazda z wampirem tak wydłużała ten czas.
Na ulicach jak zawsze panowały tłumy turystów. Po przeciśnięciu się między nimi stanęłam naprzeciwko kamienicy. Uradowana weszłam po betonowym podeście i ku mojemu zdumieniu okazało się, że drzwi są otwarte. Zaniepokoiłam się tym, że Sophie może jeszcze nie wyszła, ale po krótkim zbadaniu czasu nie mogłoby być to możliwe, gdyż ona zawsze wychodzi bardzo wcześnie. Pchnęłam drzwi, a przed moimi oczami ukazał się pusty dom. Weszłam do środka i zaczęłam przemierzać korytarz rozglądając się po mieszkaniu. Panowała tutaj grobowa cisza. Jedyny głos, który od czasu do czasu było słychać to skrzypienie podłogi.
Wbiegłam po schodach wskakując po dwa stopnie. Mój pokój znajdował się na samym końcu. Teraz gdy wiedziałam, że nikogo tutaj nie ma bez problemu doszłam do celu. Jednak coś mi w nim nie pasowało. Nie pamiętam żebym zostawiła go w takim stanie. Wszystkie moje rzeczy były porozwalane, łóżko rozłożone, a pułki powyciągane i porozrzucane. Przestraszona podbiegłam do małej szafki nocnej przy łóżku. Był to jedyny nienaruszony w tej chwili mebel. Otworzyłam szufladę i z ulgą odetchnęłam widzą, że kryształ znajdował się na swoim miejscu. Wzięłam go do rąk i zaczęłam przewracać w palcach. Mienił się wszystkimi kolorami tęczy. Trzymając go czułam jakbym zgubiła coś co już myślałam, że nie odnajdę, a tutaj taka niespodzianka.
Wstałam z ziemi i otrzepując kolana chciałam już odejść, gdy nagle poczułam ból i przyciśnięcie do ściany. Syknęłam widząc przed sobą wampira. Przykuł mnie mocno trzymając za szyje powodując tym lekkie przyduszenie.
– Gdzie to jest? – Spytał groźnie podnosząc mnie do góry. Stęknęłam z bólu, próbując utrzymać się na czubkach palców. W ustach miałam gorzki smak krwi.
– Nie wiem o czym ty mówisz – wybełkotałam z trudem wkładając do tylnej kieszeni kryształ.
– Dobrze wiesz – przyznał i z wściekłością rzucił mną na drugą stronę pokoju. Krzyknęłam przeraźliwie. Podpierając się na rękach podniosłam głowę. Bestia już była obok mnie. Kucnął i złapał za mój podbródek karząc na siebie patrzeć. Jego czarne oczy buchały wściekłością. – Mów! – Rozkazał. Przełknęłam ślinę.
Końcówkami palców dotknęłam jakiegoś przedmiotu. Nie zastanawiając się co to jest, chwyciłam za to i z całą siłą uderzyłam w swojego oprawcę, by przynajmniej na chwilę go ogłuszyć i uciec. Wampir padł plackiem na ziemię, a ja w tej chwili wybiegłam ile tylko siły miałam w nogach. Całe ciało mnie piekło. Na szyi i plecach miałam głębokie zadrapania. Niemal spadłam ze schodów. Musiałam jak najszybciej wynieść się stąd. Już teraz wiem dlaczego Sophie chciała żebym wyprowadziła się. Oni czegoś szukają, a ja nie wiem czego. Czułam, że daleko nie ucieknę. Wampiry są szybkie i generują się w zawrotnym tępię.
Gdy już czułam, że nie dam rady dalej biec stanęłam i obejrzałam się za siebie. Nie było za mną nikogo. Odetchnęłam z ulgą, lecz w tej chwili poczułam jak ktoś mnie łapie. Chciałam krzyknąć, ale moje usta zostały zasłonięte dłonią. Znalazłam się w ciemnym zaułku.
Po raz drugi zostałam przyparta do ściany. Tym razem nie był to tamten wampir. Te blond włosy rozpoznam wszędzie. Klaus. Chciałam się uwolnić, ale trzymał mnie zbyt mocno. Do moich uszu doszedł inny głos. Ten sam gruby i groźny. Ze strachu nie mogłam nic zrozumieć. Serce waliło mi tak jakby miało wyskoczyć. Po jakimś czasie wszystko ucichło, a wtedy mnie puścił. Upadłam bez sił na ziemię. Skóra piekła niemiłosiernie i miałam chęć zdjąć bluzkę, która już przesiąkła krwią od ran.
– Skąd wiedziałeś, że tutaj jestem? – Zapytałam gdy powoli doszłam do siebie.
– Myślałaś, że nikt tego nie zauważy? – Odpowiedział pytaniem na pytanie, nie odrywając ode mnie wzroku. Nie zwróciłam większej uwagi na jego słowa, tylko podeszłam do pobliskiego niewielkiego okna, które należało do jednego z zamkniętych na tej ulicy sklepów. Zaniepokoiło mnie moje odbicie. Rany na szyi z których jeszcze kilka minut temu sączyły się stróżki krwi, teraz były nikłymi kreskami, które zanikały. Dotknęłam je opuszkami palców. Nie bolały. Było to dziwne. Przerażona popatrzyłam na blondyna, który widząc mój strach w oczach, przysunął się do mnie bliżej.
– To nie możliwe – wyznałam stłamszonym głosem. – Rany nie mogą tak po prostu znikać.
– Chyba, że jesteś wampirem – stwierdził, odgarniając moje włosy na jeden bok tak by mieć dokładny widok na czerwone pasy. – Ty nim nie jesteś – rzucił i odszedł. – Chodź! – Rozkazał. Nie lubię jak ktoś mi rozkazuje. Posłałam ku niemu ostre spojrzenie, ale on tylko złapał mnie za rękę i pociągnął. - Idziemy - rzekł ostro, że aż po moim ciele przeszedł zimny dreszcz. Nie chciałam mu się więcej sprzeciwiać, więc zrobiłam co kazał. Pchnął mnie lekko do przodu, a ja na początku skrępowana szłam przed nim. Z każdym krokiem coraz to pewniej, aż w końcu z podniesioną głową jak jakiś bohater. Czemu to wszystko wydawało mi się takie dziwne?
– Elijah wie, że wyszłam? – Zagadnęłam, ale sama znalazłam na to odpowiedź. - Nie powiedziałeś mu – stwierdziłam uśmiechając się lekko pod nosem.
– Nie o wszystkim musi wiedzieć – odparł niechętnie. Czyżby mu na mnie odrobinę zależało?
– Zrobiłeś to dla mnie – zauważyłam, ale szybko tego pożałowałam. Klaus w mgnieniu oka pojawił się przede mną.
– Sądzisz, że interesuje mnie życie jakiejś czarownicy? – Mruknął, a ja milczałam. W promieniach słońca było widać tylko jego wyraziste kontury. – To, że nie zabiłem cię nie oznacza, że nie mogę jeszcze tego zrobić – wyjawił z wyczuwalną złością nad którą panował. Pokiwałam niepewnie głową. Po raz kolejny pchnął mnie na przód.
Dalszą drogę przeszłam w ciszy. Bałam się cokolwiek powiedzieć, ale kontem oka cały czas patrzyłam na niego. Nie mogłam się napatrzeć. Miał coś w sobie co mnie urzekało. Był przystojny, ale oprócz tego niebezpieczny. Różnił się od Elijah. Niby bracia, a tacy inni.
W domu nikogo nie było. Miałam nadzieje, że najstarszy Mikaelson nie zorientował się, że mnie nie było. Od razu poszłam do swojego pokoju. Musiałam się przebrać. Otworzyłam szafę i wyjęłam z niej czerwony t-shirt i dżinsy. Zaczęłam szukać łazienki. Z racji, że to duży dom sądziłam, że do każdego pokoju jest oddzielna. Wyjrzałam na korytarz. Błędem moim było, że się o to nie spytałam od razu. Otworzyłam pierwsze lepsze drzwi z nadzieją, że tam ją znajdę i tak jak przypuszczałam tak i było. Zakluczyłam się i odłożyłam nowe ubrania na szafkę stojącą niedaleko drzwi. Zdjęłam bluzkę i spojrzałam na siebie przez lustro. Na moim ciele były tylko nikłe zadrapania. Może tylko wydawało mi się, że je mam. Tak to iluzje związane z nagłym strachem. Brzmi to mądrze, ale dlaczego jakoś w to nie wierzę?
Powtórzyłam tą samą czynność ze spodniami. Tam też nie było zadrapań. Zdejmując je usłyszała dźwięk pustego naczynia, który spadł na ziemię. Schyliłam się żeby zobaczyć co to jest. Był to kryształ. Całkowicie o nim zapomniałam. Podniosłam go i odłożyłam na półkę. Przebrałam się. Dłonią przeczesałam włosy zostawiając rozpuszczone. Chwyciłam za przedmiot i wsadziłam go z powrotem do kieszeni. Wyszłam kierując się do pokoju, ale coś mi mówiło bym poszła do salonu.
Zeszłam na dół do salonu. Tutaj byłam pierwszy raz. Tak jak w innych pokojach były stare meble i jeszcze więcej książek. Zastanawiał mnie fakt po co wampirom tyle książek? W pokoju nie byłam sama. Już dawno siedział w nim Klaus, pijąc krew z woreczka. Widok czerwonej substancji przyprawił mnie o mdłości.
– Ta krew mogła uratować komuś życie – zauważyłam. On przyjrzał się dokładnie czerwonej cieczy.
– Możliwe – wyznał wzruszając ramionami i jakby specjalnie wziął kolejny łyk. Przewróciłam oczami. Byłam spięta, ale próbowałam tego nie ukazywać. Niestety blondyn nie był tak głupi jak myślałam. W sekundę znalazł się obok mnie. Jak ja nienawidzę jak oni to robią.
– Jesteś sztywna. Powinnaś się rozluźnić – szepnął, a po moim ciele przeszedł dziwnie przyjemny dreszcz. Stałam w bezruchu słuchając jego akcentu. Miał taki piękny, który można było słuchać godzinami. – Chodź coś ci pokarzę – rzucił, odkładając torebkę na szafkę i łapiąc mnie za rękę, pociągnął w głąb domu.

***

Zaparkował swój samochód przed bramą i wysiadł zatrzaskując za sobą drzwi. Odgłos ten wydał mu się nadzwyczaj głośny z powodu panującej w tym miejscu ciszy. Dobrze pamiętał tą bramę. Trudno było ją zapomnieć, zważając na fakt iż jeszcze kilka godzin temu przyjechał tutaj po młodą czarownicę nad którą ciążyły wielkie kłopoty. Gdy usłyszał zdenerwowany głos Sophie w telefonie od razu pomyślał o Amber. Martwił się o tą dziewczynę. Nie miał pojęcia z jakiego powodu sprowadziła go tutaj ta czarownica.
Spacerując z jednego końca na drugi zauważył znajomą postać, która ani to biegnąć ani idąc zmierzała w jego stronę. Przystanął, a gdy istota zdjęła z głowy kaptur okazało się, że to właśnie Sophie.
– Cieszę się, że przyszedłeś – odezwała się jako pierwsza.
– Jak zawsze punktualnie – rzucił z ironią w głosie. – Zastanawia mnie, dlaczego czarownice Nowego Orleanu pomagają rodzinie Melanie? – Spojrzał na nią pytająco. – Nie była stąd i nie należała do waszego sabatu.
– Gdybyśmy dla niej nie pomogły to kto wie jakie niebezpieczeństwo przyciągnęłaby za sobą – odpowiedziała krzyżując ręce.
– Zawsze była tajemniczą osobą – na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.
– Wracajmy lepiej do tego po co cię tutaj sprowadziłam. Musimy porozmawiać o dzisiejszym wybryku - rzekła ostro. Popatrzył na nią zdezorientowany. Chciał coś powiedzieć, ale czarownica nie dawała mu dojść do słowa. – Kazałam tylko przypilnować dziewczyny puki nie dowiem się co takiego knuje Marcel. Czy to takie trudne? – Zagadnęła retorycznie gwałtownie gestykulując. Widać było, że jest zdenerwowana. Od początku czuł, że złą decyzją będzie zostawiać młodą czarownicę z swoim młodszym bratem.
– Zostawiłem ją z Niklausem. Mogłem się spodziewać, że nie zrobi to o co go poproszę - wyjaśnił, chociaż do końca nie wiedział czy warto wyjawiać całą prawdę.
– To ty miałeś się nią zajmować, a nie Klaus - zauważyła i westchnęła ciężko. - Nie dałeś mi wyboru Elijah. Nie uchroniłam swojej przyjaciółki przed złem, więc nie chcę by dla jej córki nie stała się krzywda. Rzuciłam zaklęcie. Od dzisiaj gdyby Amber umarła, umrzesz i ty. Nie uchroni cie nawet fakt, że jesteś pierwotnym – wypowiadając to ani razu nie spojrzała na Mikaelsona. Tak jakby bała się, że wampir mógłby zrobić jej krzywdę. Odwróciła się i zaczęła zmierzać z powrotem skąd przyszła. Stanęła w półkroku przypominając sobie co miała jeszcze mu powiedzieć. - Trzymaj ją z dala od Klausa - rozkazała i zniknęła z widoku dla bruneta.
---------------------------------------
Witam was z kolejnym rozdziałem. Mam nadzieję, że był w miarę ciekawy.  Jestem z rozdziałami do przodu, więc mogę wam wyznać, że pierwsza część będzie miała 17 rozdziałów. Teraz zabieram się za drugą część. Dziękuję wam za komentarze. Bardzo motywujecie mnie w ten sposób. Nie wiem czy kolejny rozdział dodam za dwa tygodnie, bo właśnie wtedy mam egzaminy.
.
.
.
.
.
.
template by oreuis