Rozdział zawiera opisy w 1 i 3 os.
Próbowałam zapomnieć o
krysztale, bo przecież nie wyjeżdżam na całe życie. Jednak coś
mnie do niego zawsze przyciągało, a teraz czuję się jakby odcięto
mnie od powietrza. Pustka z każdą godziną zwiększała się, a ja
chodź bym chciała spać to nie potrafiłam. Przewracałam się z
boku na bok, często wstawiając i chodząc w kółko, po czym znowu
kładłam się i próbowałam zasnąć. Wyglądało to jakbym była
chora psychicznie i może tak jest. Czuję się jakby odcięto mnie
od nałogu, który rósł i rósł, aż jakimś cudem wpadłam na
szalony pomysł i pewnie jak wiele osób by stwierdziło na bardzo
głupi. Z zrealizowaniem go poczekałam do samego świtu. Czas ten
dłużył się niemiłosiernie, a do domu nie mogłam wrócić gdy
była w nim Sophie. Musiałam czekać.
Gdy między zasłony
zajrzały pierwsze promienie słońca od razu wzięłam się do
roboty. Ściągnęłam z łóżka prześcieradło i poszewkę od
kołdry. Robiłam to szybko, więc skutek był taki, że na łóżku
zostawiłam niezły bałagan. Oba końce przywiązałam do siebie
sprawdzając kilka razy ich wytrzymałość. Otworzyłam drzwi
prowadzące na balkon. Słońce poraziło mnie gwałtownie w oczy,
więc przetarłam je dłońmi i podeszłam do barierki przy której
jeszcze wczorajszego wieczoru przeprowadziłam "bardzo ciekawą"
rozmowę z wampirem. Przeplotłam przez nią pościel tworząc mocny
supeł i zrzuciłam na dół. Tak jak sądziłam nie było to dość
długie by zejść na sam dół, ale wystarczające by skacząc nie
połamać się. Przeszłam przez barierkę nabierając głęboki wdech. Złapałam dwiema rękami za "linę" i powoli
zaczęłam schodzić. Nie było to łatwym zadaniem, bo pierwszy raz
coś takiego robiłam. Mój przysłowiowy sznur kończył się równo
z połową wysokości parteru. Puściłam się opadając na zieloną
trawę, która z rana była przykryta rosą. Spojrzałam za
siebie by upewnić się czy nikt nie widział mojego wybryku. Kiedy z
ulgą stwierdziłam, że nikt tego nie widział, biegiem udałam się
w stronę domu.
Nie wiedziałam gdzie
dokładnie znajduje się dom pierwotnych. Rzadko zapuszczałam się
poza francuską dzielnicę. Jednak coś kierowało mną do celu. Na
początku sądziłam, że to daleko, ale okazało się, że tak nie
jest. Widocznie jazda z wampirem tak wydłużała ten czas.
Na ulicach jak zawsze
panowały tłumy turystów. Po przeciśnięciu się między nimi
stanęłam naprzeciwko kamienicy. Uradowana weszłam po betonowym
podeście i ku mojemu zdumieniu okazało się, że drzwi są otwarte.
Zaniepokoiłam się tym, że Sophie może jeszcze nie wyszła, ale po
krótkim zbadaniu czasu nie mogłoby być to możliwe, gdyż ona
zawsze wychodzi bardzo wcześnie. Pchnęłam drzwi, a przed moimi
oczami ukazał się pusty dom. Weszłam do środka i zaczęłam
przemierzać korytarz rozglądając się po mieszkaniu. Panowała
tutaj grobowa cisza. Jedyny głos, który od czasu do czasu było
słychać to skrzypienie podłogi.
Wbiegłam po schodach
wskakując po dwa stopnie. Mój pokój znajdował się na samym
końcu. Teraz gdy wiedziałam, że nikogo tutaj nie ma bez problemu
doszłam do celu. Jednak coś mi w nim nie pasowało. Nie pamiętam
żebym zostawiła go w takim stanie. Wszystkie moje rzeczy były
porozwalane, łóżko rozłożone, a pułki powyciągane i
porozrzucane. Przestraszona podbiegłam do małej szafki nocnej przy
łóżku. Był to jedyny nienaruszony w tej chwili mebel. Otworzyłam
szufladę i z ulgą odetchnęłam widzą, że kryształ znajdował się
na swoim miejscu. Wzięłam go do rąk i zaczęłam przewracać w
palcach. Mienił się wszystkimi kolorami tęczy. Trzymając go
czułam jakbym zgubiła coś co już myślałam, że nie odnajdę, a
tutaj taka niespodzianka.
Wstałam z ziemi i
otrzepując kolana chciałam już odejść, gdy nagle poczułam ból
i przyciśnięcie do ściany. Syknęłam widząc przed sobą wampira.
Przykuł mnie mocno trzymając za szyje powodując tym lekkie
przyduszenie.
– Gdzie to jest? –
Spytał groźnie podnosząc mnie do góry. Stęknęłam z bólu,
próbując utrzymać się na czubkach palców. W ustach miałam
gorzki smak krwi.
– Nie wiem o czym ty
mówisz – wybełkotałam z trudem wkładając do tylnej kieszeni
kryształ.
– Dobrze wiesz –
przyznał i z wściekłością rzucił mną na drugą stronę pokoju.
Krzyknęłam przeraźliwie. Podpierając się na rękach podniosłam
głowę. Bestia już była obok mnie. Kucnął i złapał za mój
podbródek karząc na siebie patrzeć. Jego czarne oczy buchały
wściekłością. – Mów! – Rozkazał. Przełknęłam ślinę.
Końcówkami palców
dotknęłam jakiegoś przedmiotu. Nie zastanawiając się co to jest,
chwyciłam za to i z całą siłą uderzyłam w swojego oprawcę, by
przynajmniej na chwilę go ogłuszyć i uciec. Wampir padł plackiem
na ziemię, a ja w tej chwili wybiegłam ile tylko siły miałam w nogach. Całe ciało mnie piekło. Na szyi i plecach miałam głębokie
zadrapania. Niemal spadłam ze schodów. Musiałam jak najszybciej
wynieść się stąd. Już teraz wiem dlaczego Sophie chciała żebym
wyprowadziła się. Oni czegoś szukają, a ja nie wiem czego.
Czułam, że daleko nie ucieknę. Wampiry są szybkie i generują się
w zawrotnym tępię.
Gdy już czułam, że nie
dam rady dalej biec stanęłam i obejrzałam się za siebie. Nie było
za mną nikogo. Odetchnęłam z ulgą, lecz w tej chwili poczułam jak
ktoś mnie łapie. Chciałam krzyknąć, ale moje usta zostały
zasłonięte dłonią. Znalazłam się w ciemnym zaułku.
Po raz drugi zostałam
przyparta do ściany. Tym razem nie był to tamten wampir. Te blond
włosy rozpoznam wszędzie. Klaus. Chciałam się uwolnić, ale
trzymał mnie zbyt mocno. Do moich uszu doszedł inny głos. Ten sam
gruby i groźny. Ze strachu nie mogłam nic zrozumieć. Serce waliło
mi tak jakby miało wyskoczyć. Po jakimś czasie wszystko ucichło,
a wtedy mnie puścił. Upadłam bez sił na ziemię. Skóra
piekła niemiłosiernie i miałam chęć zdjąć bluzkę, która już
przesiąkła krwią od ran.
– Skąd wiedziałeś,
że tutaj jestem? – Zapytałam gdy powoli doszłam do siebie.
– Myślałaś, że nikt
tego nie zauważy? – Odpowiedział pytaniem na pytanie, nie
odrywając ode mnie wzroku. Nie zwróciłam większej uwagi na jego
słowa, tylko podeszłam do pobliskiego niewielkiego okna, które
należało do jednego z zamkniętych na tej ulicy sklepów.
Zaniepokoiło mnie moje odbicie. Rany na szyi z których jeszcze
kilka minut temu sączyły się stróżki krwi, teraz były nikłymi
kreskami, które zanikały. Dotknęłam je opuszkami palców. Nie
bolały. Było to dziwne. Przerażona popatrzyłam na blondyna, który
widząc mój strach w oczach, przysunął się do mnie bliżej.
– To nie możliwe –
wyznałam stłamszonym głosem. – Rany nie mogą tak po prostu
znikać.
– Chyba, że jesteś
wampirem – stwierdził, odgarniając moje włosy na jeden bok tak by mieć dokładny widok na czerwone pasy. – Ty nim nie jesteś –
rzucił i odszedł. – Chodź! – Rozkazał. Nie lubię jak ktoś
mi rozkazuje. Posłałam ku niemu ostre spojrzenie, ale on tylko
złapał mnie za rękę i pociągnął. - Idziemy - rzekł ostro, że
aż po moim ciele przeszedł zimny dreszcz. Nie chciałam mu się
więcej sprzeciwiać, więc zrobiłam co kazał. Pchnął mnie lekko
do przodu, a ja na początku skrępowana szłam przed nim. Z każdym
krokiem coraz to pewniej, aż w końcu z podniesioną głową jak
jakiś bohater. Czemu to wszystko wydawało mi się takie dziwne?
– Elijah wie, że
wyszłam? – Zagadnęłam, ale sama znalazłam na to odpowiedź. -
Nie powiedziałeś mu – stwierdziłam uśmiechając się lekko pod
nosem.
– Nie o wszystkim musi
wiedzieć – odparł niechętnie. Czyżby mu na mnie odrobinę
zależało?
– Zrobiłeś to dla
mnie – zauważyłam, ale szybko tego pożałowałam. Klaus w
mgnieniu oka pojawił się przede mną.
– Sądzisz, że
interesuje mnie życie jakiejś czarownicy? – Mruknął, a ja
milczałam. W promieniach słońca było widać tylko jego wyraziste
kontury. – To, że nie zabiłem cię nie oznacza, że nie mogę
jeszcze tego zrobić – wyjawił z wyczuwalną złością nad którą
panował. Pokiwałam niepewnie głową. Po raz kolejny pchnął mnie
na przód.
Dalszą drogę przeszłam
w ciszy. Bałam się cokolwiek powiedzieć, ale kontem oka cały czas
patrzyłam na niego. Nie mogłam się napatrzeć. Miał coś
w sobie co mnie urzekało. Był przystojny, ale oprócz tego
niebezpieczny. Różnił się od Elijah. Niby bracia, a tacy inni.
W domu nikogo nie było.
Miałam nadzieje, że najstarszy Mikaelson nie zorientował się, że
mnie nie było. Od razu poszłam do swojego pokoju. Musiałam się
przebrać. Otworzyłam szafę i wyjęłam z niej czerwony t-shirt i dżinsy. Zaczęłam szukać łazienki. Z racji, że to duży
dom sądziłam, że do każdego pokoju jest oddzielna.
Wyjrzałam na korytarz. Błędem moim było, że się o to nie
spytałam od razu. Otworzyłam pierwsze lepsze drzwi z nadzieją, że
tam ją znajdę i tak jak przypuszczałam tak i było. Zakluczyłam
się i odłożyłam nowe ubrania na szafkę stojącą niedaleko
drzwi. Zdjęłam bluzkę i spojrzałam na siebie przez lustro. Na
moim ciele były tylko nikłe zadrapania. Może tylko wydawało mi
się, że je mam. Tak to iluzje związane z nagłym strachem. Brzmi
to mądrze, ale dlaczego jakoś w to nie wierzę?
Powtórzyłam tą samą
czynność ze spodniami. Tam też nie było zadrapań. Zdejmując je
usłyszała dźwięk pustego naczynia, który spadł na ziemię.
Schyliłam się żeby zobaczyć co to jest. Był to kryształ.
Całkowicie o nim zapomniałam. Podniosłam go i odłożyłam na półkę.
Przebrałam się. Dłonią przeczesałam włosy zostawiając
rozpuszczone. Chwyciłam za przedmiot i wsadziłam go z powrotem do
kieszeni. Wyszłam kierując się do pokoju, ale coś mi mówiło bym
poszła do salonu.
Zeszłam na dół do salonu. Tutaj byłam pierwszy raz. Tak jak
w innych pokojach były stare meble i jeszcze więcej książek.
Zastanawiał mnie fakt po co wampirom tyle książek? W pokoju nie
byłam sama. Już dawno siedział w nim Klaus, pijąc krew z
woreczka. Widok czerwonej substancji przyprawił mnie o mdłości.
– Ta krew mogła
uratować komuś życie – zauważyłam. On przyjrzał się
dokładnie czerwonej cieczy.
– Możliwe – wyznał
wzruszając ramionami i jakby specjalnie wziął kolejny łyk.
Przewróciłam oczami. Byłam spięta, ale próbowałam tego nie
ukazywać. Niestety blondyn nie był tak głupi jak myślałam. W
sekundę znalazł się obok mnie. Jak ja nienawidzę jak oni to
robią.
– Jesteś sztywna.
Powinnaś się rozluźnić – szepnął, a po moim ciele przeszedł
dziwnie przyjemny dreszcz. Stałam w bezruchu słuchając jego
akcentu. Miał taki piękny, który można było słuchać godzinami.
– Chodź coś ci pokarzę – rzucił, odkładając torebkę na
szafkę i łapiąc mnie za rękę, pociągnął w głąb domu.
***
Zaparkował swój
samochód przed bramą i wysiadł zatrzaskując za sobą drzwi.
Odgłos ten wydał mu się nadzwyczaj głośny z powodu panującej w tym
miejscu ciszy. Dobrze pamiętał tą bramę. Trudno było ją
zapomnieć, zważając na fakt iż jeszcze kilka godzin temu
przyjechał tutaj po młodą czarownicę nad którą ciążyły
wielkie kłopoty. Gdy usłyszał zdenerwowany głos Sophie w
telefonie od razu pomyślał o Amber. Martwił się o tą dziewczynę.
Nie miał pojęcia z jakiego powodu sprowadziła go tutaj ta
czarownica.
Spacerując z jednego
końca na drugi zauważył znajomą postać, która ani to biegnąć
ani idąc zmierzała w jego stronę. Przystanął, a gdy istota
zdjęła z głowy kaptur okazało się, że to właśnie Sophie.
– Cieszę się, że
przyszedłeś – odezwała się jako pierwsza.
– Jak zawsze
punktualnie – rzucił z ironią w głosie. – Zastanawia mnie,
dlaczego czarownice Nowego Orleanu pomagają rodzinie Melanie? –
Spojrzał na nią pytająco. – Nie była stąd i nie należała do
waszego sabatu.
– Gdybyśmy dla niej
nie pomogły to kto wie jakie niebezpieczeństwo przyciągnęłaby za
sobą – odpowiedziała krzyżując ręce.
– Zawsze była
tajemniczą osobą – na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.
– Wracajmy lepiej do
tego po co cię tutaj sprowadziłam. Musimy porozmawiać o
dzisiejszym wybryku - rzekła ostro. Popatrzył na nią
zdezorientowany. Chciał coś powiedzieć, ale czarownica nie dawała
mu dojść do słowa. – Kazałam tylko przypilnować dziewczyny puki
nie dowiem się co takiego knuje Marcel. Czy to takie trudne? – Zagadnęła retorycznie gwałtownie gestykulując. Widać było, że
jest zdenerwowana. Od początku czuł, że złą decyzją będzie
zostawiać młodą czarownicę z swoim młodszym bratem.
– Zostawiłem ją z
Niklausem. Mogłem się spodziewać, że nie zrobi to o co go
poproszę - wyjaśnił, chociaż do końca nie wiedział czy warto
wyjawiać całą prawdę.
– To ty miałeś się
nią zajmować, a nie Klaus - zauważyła i westchnęła ciężko. -
Nie dałeś mi wyboru Elijah. Nie uchroniłam swojej przyjaciółki
przed złem, więc nie chcę by dla jej córki nie stała się krzywda. Rzuciłam zaklęcie. Od dzisiaj gdyby Amber umarła, umrzesz i ty. Nie
uchroni cie nawet fakt, że jesteś pierwotnym – wypowiadając to
ani razu nie spojrzała na Mikaelsona. Tak jakby bała się, że
wampir mógłby zrobić jej krzywdę. Odwróciła się i zaczęła
zmierzać z powrotem skąd przyszła. Stanęła w półkroku
przypominając sobie co miała jeszcze mu powiedzieć. - Trzymaj ją
z dala od Klausa - rozkazała i zniknęła z widoku dla bruneta.
---------------------------------------
Witam was z kolejnym rozdziałem. Mam nadzieję, że był w miarę ciekawy. Jestem z rozdziałami do przodu, więc mogę wam wyznać, że pierwsza część będzie miała 17 rozdziałów. Teraz zabieram się za drugą część. Dziękuję wam za komentarze. Bardzo motywujecie mnie w ten sposób. Nie wiem czy kolejny rozdział dodam za dwa tygodnie, bo właśnie wtedy mam egzaminy.
Oj Sofie się wściekła ale nie może decydować za Amber ciekawe gdzie ją zabrał Klaus to brzmi jak randka ciekawe czemu Sopie tak nie lubi Klausa cieszę się,że będzie 2 część pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMiło, że ktoś czyta moje opowiadanie i cieszy się na wieść o kolejnej części. Bardzo dziękuję za komentarz. :)
UsuńBardzo się wkręcić :) A mogę szczerze powiedzieć, że już mi się podoba Klaus <3
OdpowiedzUsuńnency15.blogspot.com
Cieszę się, że spodobał ci się Klaus. Bałam się, że nie wyjdzie on mi tak świetnie jak w serialu. Bardzo dziękuję za komentarz. :)
Usuń*wkręciłam xd
OdpowiedzUsuńOj coś tu widać jakiś konflikt między Sophie a Klausem. A jednak wampir uratował dziewczynę, a przynajmniej w jakiś sposób się o nią troszczył. Sporo tu tajemnic ale powoli z pewnością będą się rozwiązywać. Mała sugestia - uważaj na błędy ortograficzne bo o ile w poprzednich rozdziałach ich nie zauważałem, o tyle tutaj się pojawiały. Nie ma w tym nic dziwnego bo każdy popełnia błędy ale warto zwracać na to uwagę :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńCzarownice nie przepadają za wampirami. Sophie boi się, że Klaus wykorzysta to co kryje się w Amber by zdobyć Nowy Orlean, dlatego chce aby czarownica trzymała się daleko od hybrydy. Staram się wyłapywać błędy, ale widocznie nie wszystkie rzucają mi się w oczy. Bardzo dziękuję za komentarz. :)
Usuńzapraszam na watch-meburn.blogspot.com
OdpowiedzUsuńMożna zamówić szablon albo chociaż przyodziać się w gotowy. A jeśli nie, to chociaż popatrzeć. Jak inni się przyodziewają.
Pozdrawiam cieplutko, gorąco, serdecznie itp.