Pchnął gwałtownie
drzwi, które z hukiem uderzyły o ścianę. Wszyscy zgromadzeni w
pomieszczeniu odwrócili się wlepiając w niego wzrok. Zapadła
martwa cisza. Przeszedł kilka kroków w głąb, po czym stanął na
środku wielkiego holu.
– Gdzie jest
dziewczyna! – Krzyknął, a wszystkie gapie utworzyli wokół niego
krąg. Na schodach prowadzących na pierwsze piętro budynku stanął
mężczyzna, który na widok blondyna uśmiechnął się szeroko.
– Coś się stało? –
Zagadnął przybierając zmartwioną minę i schodząc do reszty
swoich sług.
– Nie udawaj, że o
niczym nie wiesz! Wiem dobrze, że to twoja sprawka. Nie jestem głupi
Marcel! – Rzucił zdenerwowany. Mulat zrobił zaskoczoną minę.
– Nie wiem o czym
mówisz – odparł wiarygodnie, co go jeszcze bardziej
rozwścieczyło. W wampirzym tempie znalazł się przy jednym z
wampirów i wyrwał mu serce. Ciało osunęło się na ziemie,
pozostawiając na niej krwawy ślad.
– Gdzie jest
dziewczyna? – Powtórzył pytanie i opuścił dramatycznie narząd.
– Jeśli nie odpowiesz będę zmuszony pozabijać wszystkich, a ty
nawet nie zdążysz mrugnąć.
Po pomieszczeniu
przeszedł cichy szum. Wszyscy jakby mimowolnie cofnęli się. Z
twarzy Marcela znikł uśmiech, a pojawiła się konsternacja.
Zmrużył posępnie oczy. Skinieniem ręki kazał innym wyjść. Po
chwili nikogo już nie było.
– Nie interesuje mnie
twoje życie prywatne, ale nie powinieneś robić takiego
przedstawienia przy moich ludziach – stwierdził, a na twarzy
hybrydy pojawił się lekki uśmiech.
– Wybacz, że przeze
mnie musisz poszukać nowego lokaja, ale jeśli mi nie odpowiesz to
pojawi się jeszcze jeden problem, a o wiele jest trudniej znaleźć
sobie przywódcę. Jak myślisz przyjacielu? – Spytał retorycznie
pochylając lekko głowę na bok.
– Nie wiem nic o żadnej
dziewczynie! – Zdenerwowany, podniósł ton głosu. Klaus
przewrócił oczami.
– Mam nadzieję, że
nie kłamiesz – rzekł sucho i ruszył w stronę wyjścia.
– Ktoś zostawił tutaj
dla ciebie list – oznajmił, gdy niebieskooki łapał już za
klamkę. Odwrócił się z powrotem w jego stronę. Marcel sięgnął
do tylnej kieszeni z której wyciągnął biały starannie zaklejony
list. Przewrócił go w dłoniach i rzucił w stronę Mikaelsona,
który złapał kopertę i obejrzał ją ze wszystkich stron. Na
przodzie znajdował się duży czerwony napis. KLAUS. – Nie otwierałem bez
twojego pozwolenia – zapewnił, a jego kącik ust delikatnie
wykrzywił się w niepozorny uśmiech na który blondyn nie zwrócił na
niego uwagi. Był całkowicie skupiony na swoim podarunku i jego
zawartości. Chciał ją teraz rozerwać, ale coś mu mówiło,
że powinien nie pokazywać swojego zainteresowania tą oto rzeczą.
Otworzył ostrożnie
kopertę. W środku znajdowała się kartka. Zwykła biała kartka
zgięta na pół. Wyjął ją i rozłożył. Wewnątrz widniał duży
napis wykonany atramentem, którego teraz prawie nikt nie używa.
Dziewczyna jest w szpitalu. Kto będzie pierwszy?
Ja czy ty?
Po przeczytaniu zgniótł kartkę w dłoni. Czuł jak gniew ogarnia całe jego
ciało. W ciągu sekundy znalazł się przy wampirze. Chwycił go za
koszulkę i podniósł do góry. Marcel skrzywił się, widocznie
przestraszony zachowaniem Klausa.
– Kto ci to dał? –
Syknął z nutą nienawiści. Na twarzy Mulata pojawił się lekki
uśmiech, który na moment przyćmił napięcie, które pojawiło się
na jego ciele.
– Nie wiem. List
znalazłem przed drzwiami, ale widocznie znowu musiałeś zajść
komuś za skórę – stwierdził po raz drugi wiarygodnie z lekkim
rozbawieniem.
***
Zaczęłam się wiercić.
Przynajmniej próbowałam. Czułam się jak w psychiatryku. Może ja
zwariowałam? Skąd się w ogóle tutaj znalazłam? Próbowałam
przypomnieć zdarzenia z ostatnich kilku godzin, ale wszystko było
jak zwykły nic nie znaczący sen. Odłamki momentów. Głos, światło
i ciemność, a teraz szpital.
Do moich uszu doszedł
czyjś głos. Dokładnie kobiecy, ale inny od poprzedniego.
Rozszerzyłam szeroko oczy. Do pokoju weszły dwie pielęgniarki.
Starsze w białych kitlach podobnych do lekarskich. Jedna z nich
miała rude kręcone włosy upięte w kucyk, a druga krótkie niemal
siwe. Na ich twarzach malowała się dziwna powaga.
Podeszły do mojego łóżka
i zaczęły grzebać w papierach. Musiały wiedzieć, dlaczego tutaj
się znalazłam i kto mnie przyprowadził.
– Przepraszam –
odezwałam się niepewnym, lekko chrapliwym głosem. Obie oderwały
się od czytania i spojrzały na mnie – Co ja tutaj robię? –
Spytałam z nadzieją, że dostanę jakąś informacje.
– Kazał nam nic nie
mówić – odpowiedziały chórem jak marionetki. Brzmiało to dość
przerażająco.
– Kto? – Zapytałam i
zmarszczyłam czoło.
– Nie możemy nic
mówić. Zakazał nam. Mówił, że jeśli piśniemy chociaż jedno
słówko to nas zabije – wyznały bez emocji. Były
zahipnotyzowane. Domyślałam się czyja to mogła być sprawka.
– Jeśli to znowu żart
któregoś z Mikaelsonów to nie ręczę za siebie – ostrzegłam
podnosząc ton. Miałam zdecydowanie dość wampirów.
– Mikaelson –
wymówiły tym razem z wyczuwalną nienawiścią. Jak mogłabym się
nie domyśleć? – Niedługo i oni będą się bać – oznajmiły i
zaśmiały się szyderczo. Te skrzeczące głosy przyprawiły mnie o
ciarki. Co tutaj się dzieje? Znowu zaczęłam się wiercić. Tym
razem zostało to zauważone przez rudą pielęgniarkę.
– Nie wierć się. To
ci nie pomoże – wyznała, wyciągając z szafki strzykawkę. Na
jej widok omal nie zemdlałam. Nienawidziłam wszystkiego co
powodowało nieprzyjemny ból. Z ostrza wyleciała kropelka żółtej
cieczy.
Złapała mocno moją
rękę. Wierciłam się by nie pozwolić na wstrzyknięcie
czegokolwiek, ale nawet fakt odzyskiwania powoli czucia nie ułatwiał
sprawy. Wbiła ją tak jakby przebijała się przez grube drzewo.
Jęknęłam z bólu. Po mojej ręce spłynęły krople krwi. Obie nie
zwracając już więcej na mnie uwagi wyszły z pomieszczenia.
Znowu było cicho, ale
tym razem o dziwo mi się to podobało. Cały świat wydawał mi się
nieistotny. Było to miłe, ale i straszne. Nim zdążyłam o
czymkolwiek pomyśleć zaczęły wybijać mną poty. Raz zimne, a raz
ciepłe. Do tego pojawiły się dreszcze. Obraz był jak za mgłą.
Już nie myślałam o ucieczce. Teraz leżałam bez jakiegokolwiek
ruchu. Nawet nie miałam siły regularnie oddychać. Moje powieki
stawały się coraz cięższe tak, że widziałam tylko zamazany
obraz. Straciłam resztki swojej siły. Chciałam by ktoś tutaj
przyszedł i zabrał mnie z tego piekła.
Nagle za dużym oknem z
którego było widać korytarz, dostrzegłam jakąś postać. Co
chwila ktoś tamtędy przechodził, ale gdy skręcił do mojego
pokoju, serce zabiło mi mocniej. Teraz żałowałam swoich
niedokończonych myśli. Osoba rozejrzała się i podeszła do łóżka.
Z każdym krokiem wydawała się coraz bardziej znajoma. Wszędzie
rozpoznałabym te blond włosy.
– Klaus –
wyszeptałam, a może tylko poruszyłam bezdźwięcznie ustami. Teraz
najcichszy dźwięk wydawał się głośniejszy. Pierwotny uśmiechnął
się i zaczął odpinać podłączoną do mnie aparaturę. Od dawna
nie odczuwałam takiej ulgi. Gdy skończył wziął mnie na ręce.
Czułam się tak jak w dzieciństwie gdy byłam chora. Mama brała
mnie na ręce i przenosiła do drugiego pomieszczenia, bo nie miałam
siły chodzić. Tym razem nie było tutaj mamy tylko Klaus.
Delikatnie złapałam za jego koszulkę. Była miękka i pachniała
męskimi perfumami. – Dziękuję – wyszeptałam przymykając
oczy.
– Nic nie mów –
rozkazał przyciszonym głosem. Poczułam lekkie kołysanie. Przez
przymrużone powieki widziałam znikający w oddali budynek.
***
Blondynka weszła z
powrotem do salonu gdzie znalazła swojego najstarszego brata. Elijah
przeglądał jakieś papiery, ale gdy zauważył swoją siostrę od
razu je odłożył. Dziewczyna przeszła przez pół pokoju i usiadła
na fotelu zakładając nogę na nogę.
– Dlaczego na prawdę
tutaj przyjechałaś? – Zagadnął, nie odrywając od niej wzroku.
Uśmiechnęła się lekko. Czekała na tą rozmowę.
– Sądziłam, że
jednak ucieszysz się na mój widok – odpowiedziała, wzrokiem
kierując się w stronę leżących na stole papierów. Była ciekawa
co takiego chowa przed nią jej brat.
– Wiem co kombinujesz,
ale to ani trochę cię nie zaciekawi – zapewnił, ale słowa
przeleciały przez nią jak wiatr w jesienną porę. W wampirzym
tempie znalazła się przy stoliku. Sięgnęła po jeden z papierów.
Był stary, a pismo staranne. Elijah miał racje. Nie było w nich
nic co mogłoby zaciekawić pierwotną. Odrzuciła z powrotem kartkę.
– Sądziłam, że
będziesz mieć coś ciekawego – westchnęła z nudów. – Odkąd
jest ta dziewczyna bierze cię na wspomnienia – stwierdziła
przyglądając się ręcznemu podpisowi. Na twarzy pierwotnego pojawił
się nikły uśmiech.
– Sądziłem, że
znajdę tutaj odpowiedź na jej znikanie. Niestety. Zawsze bywała
zamknięta w sobie i zatajała najmniejsze szczegóły.
– Nie wiem co jest
gorsze. Fakt, że dziewczyna zniknęła, a ty tutaj siedzisz, chociaż
ta durna wiedźma rzuciła na ciebie czar czy to, że Klaus
zaoferował się by ją odnaleźć – rzekła unosząc lekko brwi.
– Miło, że
przynajmniej raz zainteresował się kimś innym niż sobą –
przyznał podchodząc do okna. Kiwnęła głową, a uśmiech nie
schodził z jej ust.
– Ona zmienia Nika –
wyszeptała rozbawiona. Brunet zaśmiał się.
– Wątpię, że
cokolwiek może go zmienić – wyznał odwracając się w jej
stronę.
– Udowodnię ci to –
powiedziała krzyżując ręce na piersi. Odwróciła się i znowu
udała się do wyjścia. Elijah zrobił gwałtowny krok do przodu.
– Co masz na myśli? –
Zapytał zaniepokojony, unosząc lekko brwi do góry.
Rebekah zatrzymała się
w progu. Zerknęła na niego za pleców, a jej kąciki ust uniosły się. Przez chwilę zastanawiała się czy wtajemniczyć go w plan.
Po krótkim czasie postanowiła nic mu nie mówić. Niech będzie to
tajemnicą.
***
Otworzyłam powoli oczy i
zaczęłam się przeciągać. Czułam się jakbym przespała kilka
dobrych dni w najprzyjemniejszym miejscu na ziemi. Znowu widziałam
znajome meble. Leżałam w swoim łóżku. Delikatnie podniosłam się
na łokciach. Obok na fotelu siedział Klaus. Widząc, że się
obudziłam bezszelestnie wstał i podszedł bliżej mnie.
– Myślałem, że się
nie obudzisz – wyznał, a w jego głosie było słychać ulgę?
Czyżby pierwotny martwił się o mnie?
– Która jest godzina?
– Spytałam, zwracając uwagę na zasłonięte okno przez które
wpadały pojedyncze promienie.
– Ranek. Spałaś cały
dzień – oznajmił pojawiając się nagle przy oknie. Odsłonił
zasłonki, a wtedy światło, które wpadło do pokoju poraziło moje
oczy. Zamknęłam je by po chwili otworzyć powoli.
– Cały czas tutaj
byłeś? – Zapytałam zaciekawiona..
– I tak nie miałem nic
lepszego do roboty – wyznał, odwracając się w moją stronę. –
Elijah ucieszy się, że się obudziłaś.
– Wątpię. Już i tak
przeze mnie ma kłopoty – stwierdziłam, wykrzywiając usta w
lekki grymas. Mikaelson uśmiechnął się, chociaż nie widziałam w
tym nic zabawnego.
– Jak będziesz dobrze
się czuć to zejdź na dół – odparł i wyszedł z pomieszczenia.
Nie czułam się źle.
Miałam wrażenie jakby przez całą noc śnił mi się koszmar.
Opadłam na poduszkę. Wolałam na razie nie pokazywać się tam na
dole. Przymknęłam z powrotem oczy. Chciałam jeszcze raz zasnąć,
tym razem bez żadnej pomocy.
Niestety nie było mi to
dane. Leżałam tak z godzinę zamykając powieki albo wpatrując się
bezczynnie w sufit z jedną myślą, która nie dawała mi spokoju.
Jakim draniem musi być osoba, która zabrała mnie do szpitala i co
mu takiego zrobiłam oraz kim była ta zjawa? Za dużo pytań, a za
mało odpowiedzi.
Zegar wybił godzinę
dziewiątą co oznaczało, że prawdopodobnie mogę już wyjść z
pokoju. Odchyliłam z siebie kołdrę. Całkowicie zapomniałam, że
nadal jestem od dwóch dni w tej samej piżamie. Wygramoliłam się z
łóżka i otworzyłam szafę. Zawartość niej nie przyprawiała o
zawał. Kilka koszulek, trzy pary spodni oraz sukienka. Będę
musiała odwiedzić jeszcze raz mieszkanie Sophie. Wyjęłam biały
t-shirt i zwykłe dżinsy. Już nie bawiąc się w szukanie
spokojnego miejsca by się przebrać, zrzuciłam z siebie piżamę.
Nałożyłam świeże ubranie, a stare wrzuciłam na koniec szafy.
Przeczesałam dłonią włosy by chociaż trochę wyglądać
normalnie. Zamknęłam za sobą drzwi do pokoju i zeszłam na dół.
Na dole panowała cisza. W sumie to dobrze. Rozejrzałam się.
Wszystko było pozamykane. Moje nogi powędrowały w
stronę kuchni. Nie zdążyłam wejść, a drzwi się otworzyły. Z
pomieszczenia wyszła Rebekah. Stanęła przede mną krzyżując
dłonie na piersi.
– Musimy porozmawiać –
oświadczyła podnosząc mnie gwałtownie do góry.
-----------------------------------------
Witam was tym oto rozdziałem. Przyznaję, jestem z niego zadowolona. Miło mi się go pisało. Nie mam zbytnio dzisiaj nic do powiedzenia. Zachęcam do komentowania, bo to naprawdę motywuję. Dziękuję też tym co systematycznie udzielają się na tym blogu. :)
Komentarz=Kolejny rozdział