Czy wy też się
zastanawiacie skąd się biorą ludzie w naszych snach? Niektórzy
twierdzą, że spotkaliśmy ich kiedyś, chociaż możemy o tym nie pamiętać. A co jeśli mamy stu procentową pewność, że dana osoba
nie pojawiła się w naszym życiu? Jeżeli przytrafiło wam się coś
takiego, to pewnie wiecie jak się czuję, a jeżeli nie, to muszę wam
zapewnić, że zdezorientowanie to najprostsze słowo jakie mogę
użyć, by opisać mój stan.
– To niemożliwe bym
widziała waszą siostrę, a tym bardziej znała – zapewniłam po
raz kolejny, jednak on nadal do końca mi nie wierzył.
– Coś dziwnego tutaj
się dzieje – stwierdził zaniepokojony. – Często masz wizję?
Jak tak to od kiedy? – Dopytywał się o każde szczegóły.
Pokręciłam znacząco głową.
– To jest pierwszy raz
– odpowiedziałam zgodnie z prawdą. – Skąd wiesz, że to wizje?
– Niektóre czarownice
mają specjalne zdolności.
– Myślisz, że należę
do nich? – Zapytała i westchnęłam ciężko.
Ostatni miesiąc nie należały do najlepszych. Najpierw atak wampirów, potem szybko
gojące się rany, a teraz śnienie o osobach, których w ogóle nie znam..
Odwróciłam się w
stronę okna. Przez zasłonki wpadały nikłe promienie słońca. Był
już ranek. Wygramoliłam się z łóżka i stanęłam na przeciwko
wampira.
– Może to tylko
przypadek i wcale nie chodzi o twoją siostrę – zauważyłam szybko mrugając. – Muszę się przewietrzyć – oznajmiłam
i wyszłam z pokoju.
Schody dzisiaj wydawały
się dziwnie skrzypiące, a meble stare jakby miały tyle lat co
świat. Wyjściowe drzwi otworzyłam na oścież. Zatrzasnęłam je
za sobą i zaczęłam iść przed siebie. Trawa o tej porze była
śliska od rosy i soczyście zielona. Chodząc po niej, wyobrażałam
siebie w bajce dla dzieci. W tej chwili
czułam się jakbym pierwszy raz stąpała po zielonym dywanie. Nawet
nie wiedziałam kiedy znalazłam się na przeciwko wejścia do
pobliskiego lasu.
Dotknęłam dłonią pnia
pierwszego stojącego drzewa. Było ono szorstkie i pokryte mchem.
Wydawało się na bardzo stare. Czułam przepływające w nim życie.
To jeden z darów jakie posiadają czarownice. Opieka nad roślinami.
To my tchniemy w nie życie.
Miałam już zamiar wejść
w głąb, ale zatrzymałam się w bezruchu. Przypomniał mi się sen,
a w nim las. Co jeśli to była jakaś przepowiednia, a wchodząc
dalej coś na prawdę mi się stanie? Cofnęłam się o krok. Nie
będę ryzykować. Postanowiłam wrócić, gdy wśród krzewów
zauważyłam jakiś cień. Wytężyłam wzrok, ale nie mogłam
stwierdzić do kogo on należał. Zmarszczyłam brwi, a wtedy postać
zniknęła. Po moim ciele przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Zrobiłam
krok do przodu. Coś podpowiadało mi, że muszę to sprawdzić. W
tym miejscu trawa była bujniejsza i łaskotała mnie w kostki.
Trzeba zaznaczyć, że oprócz adidasów, miałam na
sobie tylko krótkie spodenki i top od piżamy. Widząc, że nic się
nadzwyczajnego nie stało z większą pewnością poszłam w głąb.
Im dalej szłam tym bardziej czułam, że ktoś mnie obserwuje.
Czasami wiatr, który równomiernie wiał w liście, zawiał mocniej.
Nagle poczułam lekkie
szturchnięcie. Obejrzałam się do tyłu, ale nikogo nie było.
Zrobiłam krok do przodu, a wtedy zderzyłam się z czymś. Odruchowo
cofnęłam się. Przyjrzałam się stojącej naprzeciw mnie osobie,
ale wschodzące słońce sprawiło, że widziałam tylko kontur.
Zmrużyłam oczy, a gdy ktoś odsunął się trochę w bok, niemal
upadłam z niedowierzania. Te same włosy, twarz, postawa.
– Daniel –
wykrztusiłam zaskoczona. Spojrzał na mnie pustym wzrokiem, który
do niego nie pasował. – Jak ja dawno ciebie nie widziałam! – Wyznałam z uśmiechem. Podeszłam do niego by go
przytulić, ale on odepchnął mnie tak, że aż upadłam.
Popatrzyłam na niego z niedowierzaniem.
– Nie przyszedłem
tutaj dla ciebie – wyjaśnił obojętnie. – Przyszedłem do
pierwotnych, bo tak kazał mi Marcel. Co tutaj robisz?
– Ja – wybełkotałam,
zdziwiona tonem głosu wampira. – Postanowiłam przejść się na
spacer.
– Do lasu? Na prawdę?
– Parsknął, a ja mu przytaknęłam. Otrzepałam się i wstałam z
ziemi. Na dłoni miałam średniej wielkości ranę. Zacisnęłam ją w pięść by Daniel nie zobaczył
kropel krwi. Zapomniałam, że wampiry mają dobry węch, a tym
bardziej gdy idzie w grę krew.
Oczy mojego byłego
przyjaciela zrobiły się czarne i puste. Momentalnie znalazł się
obok mnie. Złapał za moją dłoń i pomału otworzył ją tak jakby
delektował się każdą spływającą kropelką krwi. Skrzywiłam
się z bólu, gdy Daniel rozprostował całą dłoń, ukazując dość
sporą ranę. Objął ją dwiema rękami i przyglądał się jak
obrazkowi.
– Proszę cię! Nie rób
tego! Wiem, że w głębi duszy jesteś nadal tym samym Danielem co
kiedyś – próbowałam dojść mu do rozumu, przy tym kontrolując
swoje emocje. Oderwał na moment wzrok z ręki na twarz. Chciałam
znaleźć chodź trochę skruchy w nim, ale zamiast tego była tylko
zdumiewająca niechęć i odraza. Pokiwał przecząco głową.
– Sądziłaś, że
byłem szczęśliwy? – Spytał retorycznie. – Sądzisz, że życie
jako milutki wampirek cieszyło mnie? To właśnie Marcel otworzył
mi oczy na świat. Nie ty! Ty sprawiłaś, że było jeszcze gorzej!
– Wrzasnął i wgryzł się w moją dłoń. Krzyknęłam
przestraszona. Chciałam wyrwać ją, ale trzymał coraz mocniej.
Czułam jak powoli zaczyna mi się kręcić w głowie. Osunęłam się
na ziemię. Z moich ust wydobywały się ciche prośby by przestał,
które nic nie działały. Oddech był nierównomierny, a puls zaczął
zwalniać. Wiedziałam, że to koniec. Czyżby sen się sprawdził?
Przymknęłam oczy, ale to właśnie teraz Daniel puścił moją
rękę, która bezwładnie opadła. Otworzyłam szeroko oczy. Blondyn
wytarł dłonią krew z twarzy. Byłam z jednej strony przestraszona,
a z drugiej szczęśliwa. Gwałtownie
podniosłam się. Było to moim błędem, bo od razu zakręciło mi
się w głowie. Straciłam na chwilę równowagę. Ostatni raz
rzuciłam spojrzenie w stronę chłopaka. Widok jego sprawiał mi
teraz ból. Pokiwałam ze smutkiem głową.
Zaczęłam uciekać w
stronę domu pierwotnych. Nie patrzyłam czy wampir mnie goni.
Chciałam jak najszybciej znaleźć się w bezpiecznym miejscu.
Biegłam jak najszybciej. Potykając się o własne nogi, wpadłam do
domu. Zatrzasnęłam za sobą z hukiem drzwi i opadłam opierając
się o nie. Przyciskając twarz do kolan zaczęłam płakać. Łzy
ściekały mi po brodzie mocząc przy tym top od piżamy. Nie
wierzę, że można tak się zmienić.
Poczułam delikatny dotyk
na swoim ramieniu. Podniosłam głowę. Przy mnie siedział Klaus.
Blondyn uśmiechnął się i podał mi chusteczkę.
– Dziękuje –
szepnęłam i wzięłam ją do ręki.
– Mogę wiedzieć
dlaczego jesteś smutna? - Spytał, siląc się na łagodny ton.
Westchnęłam z goryczą
w głosie. Postanowiłam mu o tym powiedzieć. Nie miałam potrzeby
zatajenia tego. Opowiedziałam mu wszystko ze szczegółami, a on
słuchał w skupieniu. Gdy skończyłam, wytarłam chustką łzy z
twarzy. Zrobiło mi się lżej na sercu za to, że mogłam się komuś
wygadać.
– Marcel pewnie kazał
mu wyłączyć człowieczeństwo. Jakie to prymitywne, ale bardzo
charakterystyczne dla niego – podsumował z lekkim uśmieszkiem na
ustach. Złapał za moją dłoń i zaczął się jej się przyglądać.
– Zapomniałam o tym
skaleczeniu – przyznałam, oglądając świeżo zaschniętą ranę.
Przymknęłam oczy. – Sądziłam, że zniknie.
Kiwnął zaprzeczając głową.
– To nie jest normalne
– stwierdził. Rzucił w moją stronę przeszywające spojrzenie.
Spiorunowałam go wzrokiem, ale zamiast zrozumienia, zastałam na jego
twarzy tylko drwiący uśmiech.
– To nie jest śmieszne –
burknęłam wstając z ziemi.
– Co ty ukrywasz? –
Zagadnął zaciekawiony, na co parsknęłam śmiechem.
Nie zwracając na niego
uwagi poszłam na góra przebrać się. Całego dnia nie mogłam
spędzić w piżamie. Schody tym razem wydały mi się większe, a
korytarz dłuższy, mimo że mieszkałam prawie na samym
początku. Byłam zmęczona tym wszystkim.
Otwierając drzwi do
swojego pokoju, usłyszałam dziwny odgłos dobiegający z
sąsiedniego. Brzmiał jakby ktoś pobił szklankę, a przy tym zdemolował całe pomieszczenie. Cofnęłam się i zrobiłam trzy kroki w bok.
Lekko pchnęłam kolejne z myślą, że znajdę tam najstarszego z
rodzeństwa, jednak o dziwo nikogo tam nie było. Tylko wiatr dął w
zasłonki otwartego okna. Po moim ciele przeszedł zimny dreszcz.
Weszłam do pomieszczenia, by zamknąć powód przeciągu.
Gdy zbliżyłam się do
okna zrozumiałam, że nie jestem sama. Na fotelu przy drzwiach
siedziała kobieta. Blond włosa piękność widząc, że patrze na
nią, uśmiechnęła się chytrze pod nosem. Jedno imię przychodziło
mi teraz do głowy. Rebekah. Przełknęłam głośno ślinę. Nim
zdążyłam cokolwiek powiedzieć pierwotna znalazła się na
przeciwko mnie. Jedną ręką złapała za moją szyję i podniosła
w górę, powodując u mnie przy tym lekkie podduszenie. Przyjrzała mi się
uważnie, marszcząc przy tym brwi.
– To niemożliwe –
szepnęła. Chciałam to wytłumaczyć, ale udało mi się wydobyć z
siebie tylko niezrozumiałe chrząknięcia. Uścisk wampirzycy był
bardzo silny.
– Puść ją, siostro –
rozległ się męski głos w pomieszczeniu, na który kobieta od razu
rozluźniła chwyt. Oderwałam od niej wzrok. Dziewczyna
instynktownie odwróciła się i widząc Elijah, puściła mnie.
Złapałam za bolącą szyję i zaczęłam ją rozmasowywać.
– To jest Amber –
przedstawił mnie dla niej, a ona krzyżując ręce, nie odrywała ode mnie wzroku.
– Więc to ty narobiłaś
moim braciom tyle kłopotów – wyznała zaciekawiona, unosząc
lekko brwi. – Jestem Rebekah, ale to chyba wiesz – spojrzała na
swojego brata. – Musimy porozmawiać na osobności – zwróciła
się tym razem do niego.
– Jak sobie życzysz –
rzekł, zapraszając ją gestem ręki w głąb domu. Wampiry w mgnieniu oka
zniknęły z pokoju, zostawiając mnie samą.
***
Dziewczyna siedziała na
łóżku i oglądała z daleka swoje dzieło. Obraz niebieskiego
kryształu od jakiegoś czasu mieszał jej w głowie. W snach
pragnęła go bardzo mocno, ale nigdy nie mogła go dotknąć,
przyjrzeć mu się. Zawsze ktoś ją wyprzedzał. Postać, którą
nazwała „Zjawą", była młodą kobietą o jasnobrązowych
włosach i o tym samym kolorze oczach oraz delikatnej cerze. Zdążyła
już ją znienawidzić. Tym bardziej, gdy się okazało, że owa osoba
istnieje na prawdę i może posiadać moce silniejsze od tych, które
posiadała ona sama.
W tej chwili usłyszała
ciche pukanie do drzwi. Nie zdążyła zaprosić do środka, a już do
pokoju wszedł mężczyzna.
– Dawno nie przychodziłeś – stwierdziła brunetka, nie zwracając na niego
uwagi.
– Miałem dużo spraw
na głowie – odpowiedział Mulat, wkładając dłonie do kieszeni
spodni. Davina pokręciła z niechęcią głową.
– Nie podoba mi się
ten facet z którym zawarłeś układ – wyznała wstając z
miejsca.
– Wiesz dobrze, że to
jedyna szansa na znalezienie kryształu i uwolnienie cię od żniw –
stwierdził. Wziął do rąk nowo namalowany obraz i przyjrzał mu
się uważnie. – On dostanie czarownicę i kryształ, a ty spokój
do końca życia.
Dziewczyna zabrała od
niego swoją pracę i podeszła pod zasunięte zasłoną okno.
– Dostanie kryształ –
prychnęła. – A może by tak zabić ją? Wtedy kryształ nie
będzie mu potrzebny – zaproponowała głośno myśląc.
Marcel natychmiast
zamilkł. Davina nie zwracając już więcej na niego uwagi, zaczęła
znowu marzyć o upragnionej rzeczy.
--------------------------------------------------------------
W końcu opublikowałam kolejny rozdział. Przez poprawianie ocen nie miałam na nic czasu. Jeszcze ta pogoda, przez którą nie chce się nic robić. Jeśli chodzi o rozdział to go trochę inaczej wyobrażałam. Nie wiem czy wam się spodoba. W sumie nie wyszedł aż tak zły, ale wy to osadźcie. Dziękuję za komentarze pod ostatnim rozdziałem. Bardzo mnie motywują do dalszej pracy. :)
Komentarz = Kolejny rozdział