*Kilka tygodni temu*
Elijah zatrzymał się przed
jedną z nowoorleańskich restauracji. Jeszcze raz upewnił się czy
jest pod dobrym adresem zanim wszedł. Zapiął środkowe guziki
marynarki i poprawił rękawy. Złapał za klamkę i pchnął drzwi,
które uruchamiając dzwonek zabrzęczały. Rozejrzał się po
pomieszczeniu. Nie była to jakaś droga i ekstrawagancka restauracja
z wysokim poziomem, tylko zwykła miejscowa knajpa w której wampir
zdecydowanie się wyróżniał.
Powoli ruszył w stronę
kobiety, która stała przy kasie. Usiadł na jednym z czerwonych
krzeseł, które stały w rzędzie naprzeciwko wysokiego blatu. Oparł
ręce o ławę i zacisnął je w jedną pięść, obserwując ruchy
dziewczyny krzątającej się przy alkoholach. Odchrząknął, a
wtedy odwróciła się.
– Jestem tak jak
chciałaś – rzekł rozsuwając ręce.
– Elijah Mikaelson we
własnej osobie – powiedziała z lekkim niedowierzaniem. Pierwotny
uśmiechnął się nonszalancko. – Nie sądziłam, że zgodzisz się
na spotkanie.
– Zawsze dotrzymuje
słowa – zaznaczył wlepiając wzrok na stojącą niedaleko pustą
szklankę. – Jednak ciekawi mnie jaką sprawę może mieć do mnie
czarownica? W końcu nie jestem byle jakim wampirem – zauważył po
raz drugi spoglądając na nią.
– Nie chodzi o mnie –
zastrzegła znacząco obniżając głos. Schyliła się w jego
kierunku. – Chodzi o Melanie Rosenow. Znałeś ją prawda?
Na twarzy wampira
pojawiła się konsternacja zmieszana wraz z zaciekawieniem. Pierwszy
raz od długiego czasu słyszał znowu te imię. Pomyślał o swojej
dawnej znajomej i przysłudze o którą ją poprosił. Wszystkie
wspomnienia wróciły.
– Co ona ma z tym
wszystkim wspólnego? – Zmarszczył ponuro brwi. Ich drogi już
dawno się rozeszły. Czasami żałował, że pozwolił jej tak po
prostu odejść ostatniego wieczoru.
Kobieta kiwnęła głową
w lewą stronę dając znać by tam spojrzał. Odwrócił wzrok.
Przed jego oczami ukazała się dziewczyna, która kilka stolików
dalej przyjmowała zamówienia. Nie byłoby w niej nic dziwnego gdyby
nie to, że ta młoda kobieta była bardzo podobna do osoby, którą
poznał kilkaset lat temu. Te same brązowe, naturalnie kręcone
włosy, ten hipnotyzujący uśmiech na który można było patrzeć
godzinami i rysy twarzy zdjęte prosto z Melanie. Tak jakby właśnie
się zmaterializowała z jego myśli na światło dzienne, ale jak to
możliwe? Przecież czarownice nie żyją wiecznie.
– Oto osoba, która
potrzebuje twojej pomocy – wyjaśniła widząc jego zdumienie.
– Nie rozumiem tych
gier, czarownico – rzekł przymrużając srogo oczy.
Sophie westchnęła z
irytacją i po raz kolejny schyliła się w stronę pierwotnego z
którym teraz dzieliła tylko centymetry.
– Chcesz spłacić
dług? To jest twoja jedyna szansa – wyznała i zamilkła.
***
Rozejrzałam się
dookoła. Nie wiedziałam gdzie jestem. Po dłużej obserwacji
zorientowałam się, że to jest las.
Panował przeraźliwy
półmrok, który zazwyczaj w horrorach nie oznacza nic dobrego.
Drzewa były potężne i przypominały olbrzymy, które z każdą
minutą chciały mnie pożreć. Zlękniona zawróciłam bez skutku. W zamian przede mną ukazały się trzy drogi. Wszystkie
tak samo szerokie i piaszczyste. Identyczne. Zaskoczona przegryzłam
dolną wargę. Coś było nie tak. Musiałam wybrać jedną z nich.
Postanowiłam na środkową. Nie miałam zamiaru czekać aż mi się
coś stanie.
Ruszyłam niepewnie
patrząc uważnie na wszystkie strony. Nie było tutaj nikogo oprócz
mnie. Tylko zimny wiatr dął w liście drzew. Sprawiał, że po moim
ciele przechodziły dreszcze. Teraz dopiero zauważyłam, że jestem
w samej piżamie.
Mijały minuty, może i
godziny, a końca nie było widać. Przysiadłam na wielkim głazie
znajdującym się przy ścieżce. Skulona drżałam z zimna czując
jak nos, uszy i palce powoli zamarzały. Niesądziłam, że
kiedykolwiek stanę się soplem lodu.
Nagle zobaczyłam nikłe
światło w oddali. Wstałam i przyjrzałam się mu uważnie,
jednak nic nie dostrzegłam, bo na około panowała już ciemność.
Nie miałam wyboru. Musiałam sprawdzić co to jest. Inaczej
zamarzłabym tutaj.
Zaczęłam iść w jego
stronę. Z każdym krokiem coraz szybciej, aż zwykły marsz
przemienił się w sprint. Nie patrzyłam pod nogi, przez co często
potykałam się. Większe przeszkody przeskakiwałam z zadziwiającą
łatwością.
W końcu wbiegłam na
polane na której stał stary, drewniany, opuszczony dom. Mimo wielu
wybitych okien, musiał być kiedyś zamieszkiwany przez szlachecką
rodzinę. Przełknęłam głośno ślinę. Coś mi mówiło, że
muszę tam wejść.
Weszłam na drewniany
podest i pchnęłam dębowe drzwi, które głośno zatrzeszczały.
W środku panowała
przeraźliwa cisza. Stare meble były pokryte dużą warstwą kurzu,
a niektóre znajdowały się pod białymi płachtami. Gdy zrobiłam
kilka kroków podłoga zaskrzypiała. Przestraszona zatrzymałam się,
a wtedy drzwi same się zatrzasnęły. Krzyknęłam stłumionym
głosem. Rozejrzałam się dookoła. Wszędzie panowała grobowa
cisza.
Weszłam do pierwszego
pokoju. Musiała być to biblioteka, bo na półkach stały bardzo
stare książki. Wzięłam jedną z nich do ręki i przekartkowałam.
Pojawił się nieprzyjemny zapach staroci. Chciałam coś przeczytać,
ale tekst był zapisany w języku, którego nie znałam. Odłożyłam
ją z powrotem.
Na końcu sali znajdowało
się jeszcze jedne przejście. Z ciekawością podeszłam do niego.
Pchnęłam wrota, a ku
moim oczom ukazała się sypialnia. Oglądając pomieszczenie
wzrokiem miałam wrażenie, że go już kiedyś widziałam. Nie miliłam się. Pokój w stylu moich "przyjaciół"
wampirów. Szybko znalazłam się w środku. Nawet nie wiedziałam
jak. Tutaj panowała straszna zimnica. Trzęsąc się, zaczęłam
lokalizować powód takiego ochłodzenia. Odetchnęłam z ulgą gdy
się okazało, że to zwykłe otwarte na oścież okno jest tego
powodem, a nie jakaś rzecz, która chce mnie zabić. Zatrzasnęłam
je i zasłoniłam kremową firanką. Musiałam przyznać, że ten kto
tutaj mieszkał miał klasę.
Nagle na swoim ciele
poczułam dziwny chłód, mimo że zamknęłam okno. Zdziwiona
rozejrzałam się, ale nic nie zobaczyłam. Postanowiłam nie zostawać
tutaj ani chwili dłużej. Szybkim krokiem ruszyłam w stronę drzwi,
ale one zamknęły się przede mną. Stanęłam zesztywniała przed
nimi, próbując poukładać to wszystko w swojej głowie.
Nim zdążyłam cokolwiek
zrobić, poczułam straszny ból w okolicach głowy. Upadłam
gwałtownie na ziemie i kaszlnęłam krwią. Chciałam złapać za
klamkę, ale nie dosięgałam. W tej chwili dostrzegłam blond
kosmyki włosów, które delikatnie muskały moje ramię. Oprócz
włosów moją uwagę przykuły ostre jak brzytwa kły, które postać
wbiła w moją szyję.
Obudziłam się z
krzykiem siadając gwałtownie. Oddech miałam przyspieszony, a serce
biło jak z armaty. Wzrok biegał po każdej części pokoju.
Próbowałam się uspokoić. To sen. Tylko sen.
Obok łóżka stał
Elijah, który bacznie mi się przyglądał.
– Co tutaj robisz? –
Spytałam zdezorientowana. Mimo wszystko poczułam nagłą ulgę na
sercu. Wampir usiadł obok mnie.
– Krzyczałaś przez
sen – odparł łapiąc za moją dłoń, którą szybko wyrwałam.
– Wybacz – odparłam
lekko zawstydzona. Rzadko trafiały mi się koszmary.
Pierwotny spoważniał
lustrując najpierw mnie, a potem całe otoczenie. Westchnął i na
dobre utkwił we mnie wzrok.
– Nie wydaje mi się,
że to był tylko zwykły sen – stwierdził gwałtownie wstając.
Wytrzeszczyłam zdziwiona oczy. – Wykrzykiwałaś imię mojej siostry.
---------------------------------------------------
Jak zwykle rozdział dodany dawno po terminie. W tym tygodniu miałam bierzmowanie i nie mogłam go opublikować. Jak pewnie zauważyliście rozdziały są strasznie pogmatwane. Mówiąc inaczej tajemnicze. Muszę was ostrzec, że przez jakiś czas jeszcze takie będą, ale powoli wszystkie zagadki zostaną rozwiązane. Wiem też, że długie to one nie są. Powiem wam prosto z mostu. Nie lubię pisać długich rozdziałów. Zawsze jak chcę jakiś napisać to nie wiem kiedy skończyć albo wydają mi się zbyt nudne, a ja lubię jak coś się ciągle dzieję. Zachęcam do komentowania, bo to motywuje. :)
Komentarz = następny ciekawy rozdział